Coraz śmielej i nie tylko wśród naukowców
pojawiają się głosy kwestionujące naukowy obraz świata, a zwłaszcza
obowiązującą biochemiczną koncepcję życia. Podejrzewa się, że
pomylono jedną z możliwych form w jakich przejawia się życie (czyli
istnienie procesów biochemicznych odróżniających materię ożywioną od
nieożywionej) z ukrytą istotą życia, która ma zupełnie inny
charakter. Polski wybitny uczony, twórca bioelektroniki Włodzimierz
Sedlak jedną z książek zatytułował „Życie jest Światłem”. Gdyby to
było prawdą mielibyśmy do czynienia z rewolucją w świadomości
zbiorowej większą od kopernikańskiej i rewolucyjnymi zmianami w naukach stosowanych, np. w medycynie. Już teraz pojawiają się głosy,
że medycyna XX wieku była medycyną biochemiczną, co przyniosło
niebywały jej rozwój ale też i szereg problemów nie do rozwiązania
przez najbogatsze państwa. Ale też mówi się jednocześnie, że
medycyna XXI wieku będzie medycyną „energetyczną” zwaną też „wibracyjną”,
opartą na nowym paradygmacie zwanym holistycznym w odróżnieniu od
klasycznego podejścia mechanicystycznego obarczonego błędem
redukcjonizmu. Kluczowymi pojęciami dla tego nowego sposobu myślenia
są : 1. pojęcie systemu w ujęciu holistycznym (najlepsza książka
dostępna na naszym rynku to książka Kena Wilbera „Krótka historia
wszystkiego”, wydawnictwo Jacka Santorskiego) oraz 2. pojęcie
wibracji.
Tak się szczęśliwie składa, że tego typu myślenie nie jest obce
polskiemu środowisku bioenergoterapeutów.
Na I Polsce „Bioterapia,
Naturoterapia, Radiestezja -perspektywy rozwojowe” (Warszawa, 26-27
kwietnia 2005) nasz kolega, znany bioterapeuta, doc. Marek
Pilkiewicz wygłosił referat, opublikowany w Materiałach z Kongresu (strony
179-196) pt.:”Teoretyczne podstawy radiestezji i bioenergoterapii.
Energetyczna koncepcja życia i człowieka”. Przedstawił w nim
Energetyczny model życia i człowieka jako propozycję znalezienia
tożsamości dla naszego środowiska. Za zgodą Autora przedstawimy sam
model i streszczenie najważniejszych fragmentów.
Zaczniemy od krótkiej definicji Całości Kena Wilbera.
Według koncepcji Kena Wilbera Całość jest holarchią czyli systemem
holonów ułożonych hierarchicznie. Każdy holon jest częścio-całością
(i tylko od badacza zależy jak zostanie potraktowany – czy jako
część większej całości, czy jako całość złożoną z mniejszych części).
Opisał on też szereg praw, którym podlegają wszystkie holony, np. że
każdy z nich musi zachować swoją odrębność, indywidualność, ale
zarazem musi respektować interesy większej całości, której jest
elementem. Albo że każdy poziom wyższy zawiera wszystkie właściwości
poziomów niższych, ale sam wnosi coś nowego, czego nie było na
poziomach niższych. I to coś nowego jest istotą sprawy (słynna
reguła zawierania i przekraczania). Kryterium hierarchizacji jest
tutaj stopień złożoności. Niższy poziom zawiera więcej elementów ale
mniej złożonych, wyższy zaś mniej elementów ale o wyższym poziomie
złożoności.
Energetyczny Model Życia i Człowieka M.Pilkiewicza.
Model ten nie jest sprzeczny z koncepcją Wilbera, tyle że za
podstawę hierarchizacji przyjmuje poziom wibracji a więc kryterium
radiestezyjne, które nie może być traktowane jako naukowe, gdyż jak
dotąd nauka nie opracowała narzędzi do pomiaru wibracji
przekraczających prędkość światła.
Jednak jest faktem empirycznym że radiesteci i bioenergoterapeuci
potrafią odbierać i różnicować wibracje z kilku poziomów. W każdym
bądź razie ulokowana w centrum modelu skala wibracji jest cechą
specyficzną, gdyż jak pamiętamy z fizyki, istnieć to znaczy wibrować
w pewien dla siebie charakterystyczny sposób. Skala wibracji jest
wpisana w okrąg (od dawien dawna koło zawsze było symbolem całości),
a całość różnie nazywana w różnych kulturach (np. Kosmos,
Wszechświat itp.) tu została nazwana Polem Życia lub Polem
Świadomości (patrz chociażby W. Sedlak).
Zgodnie z podstawowym twierdzeniem ogólnej teorii systemów że „każda
całość jest organizacją wielopoziomową” czyli holarchią, w tym
uproszczonym modelu wyodrębniono jedynie pięć takich warstw (chociaż
istnieją w literaturze modele dużo bardziej rozbudowane).
Jednocześnie każda warstwa może być traktowana jako zupełnie
odmienny poziom egzystencji lub przejawiania się inteligencji,
świadomości czyli życia.
Przed omówieniem poszczególnych poziomów warto zapoznać się z ideą
zawartą w prostokącie narysowanym po lewej stronie modelu.
Symbolizuje on całe Pole Świadomości, które jest tożsame z Polem
Życia. To co jest tu najważniejsze, to zdanie sobie sprawy, że
świadomość ma zawsze dwa aspekty: energetyczny i bezenergetyczny
czyli informacyjny (treściowy).
Świadomość „niższa” różni się od ”wyższej” proporcjami tych dwóch
składników, a więc w istocie poziomem wibracyjnym. Możemy
poprzecznie ciąć ten prostokąt rysując linie na dowolnych
wysokościach i w sposób systematyczny będą zmieniały się te
proporcje.
W Rosji istnieje grupa wybitnych uczonych rozwijających nową
dziedzinę wiedzy charakteryzującą się podejściem energoinformacyjnym
do studiów nad różnymi systemami. Definiują oni świadomość jako
zdolność systemu do celowego działania lub współdziałania z innymi
systemami...... .Prezentowany model jest zgodny z tym założeniem. Co ciekawe, badacze ci przyjmują iż świadomość jakiegokolwiek systemu
musi być proporcjonalna w stosunku do innej jego cechy którą
nazywają ”witalnością”, ale chodzi im raczej o miejsce danego
systemu w ewolucji życia.
Zgodnie ze wzorem W. Wołczenki stopień świadomości danego systemu (tożsamy
z osiągniętym poziomem ewolucji życia) można wyrazić jako stosunek
informacyjności do jego energetyczności. Badania porównawcze nad
różnymi systemami wykazały że dla systemów nieożywionych są
charakterystyczne duże wartości energetyczne i małe informacyjne.
Cząstka elementarna ma stosunkowo wysoką energetyczność i względnie
małą informacyjność (bo jest mało złożona), dlatego też jej
świadomość nie jest duża, a miejsce w ewolucji życia niskie.
Podobnie jak miejsce całej materii nieożywionej choć np. minerały
charakteryzują się nieco większym stopniem złożoności.
Rośliny posiadają małą, w porównaniu z minerałami energetyczność,
ale dzięki wysokiemu stopniu informacyjności zajmują wyższą pozycje
na skali ewolucji życia a więc i świadomości.
Rozumienie tej zasady jest ważne, gdyż podstawowe zmysły człowieka
odbierają informacje tylko wtedy, gdy fala nośna cechuje się
odpowiednio silną energetycznością. Jednocześnie te same zmysły są
bezużyteczne dla odbioru informacji z wyższych poziomów wibracyjnych.
W zasadzie człowiek nie jest w stanie zobaczyć bezpośrednio ani
myśli ani emocji, choć te istnieją obiektywnie w postaci określonych
pól energetyczno-informacyjnych. Odbiera je jednak nasz organizm,
tyle że bez udziału naszej świadomości. Po wyjaśnieniu podstawowych
założeń tego modelu możemy przejść do opisywania poszczególnych
poziomów egzystencji tworzących jedno wielkie Pole Życia.
Poziom najniższy obejmuje tzw. geosferę czyli spektrum wibracji
charakterystycznych dla materii nieożywionej zdaniem nauki. Jak już
wiemy w świetle najnowszych koncepcji, nie może istnieć nic
nieożywionego w Polu Życia, tak jak nie może być coś, co nie
istnieje.
Jest to po prostu najniższy poziom ewolucji życia i poziom
egzystencji o stosunkowo najniższym poziomie świadomości.
Znaczne szersze spektrum wibracji (o podwyższonym poziomie w
stosunku do poprzedniego) to wibracje materii ożywionej czyli
biosfera.
Najwyżej wibrującą materią na tej planecie jest mózg ludzki i nie
bez powodu ewolucja poświęciła tak dużo czasu na ewolucje
centralnego układu nerwowego. Ale korzenie życia biosfery tkwią w
geosferze także inteligentnej na swój sposób.
W kolejnej jakby oktawie mamy do czynienia z jeszcze wyższymi
wibracjami charakterystycznymi dla pól energetycznych emocji. Nad
nimi istnieje strefa jeszcze wyższych wibracji związanych z
istnieniem pól mentalnych, a więc związanych z pracą naszego umysłu.
Pola mentalne charakteryzują się zdecydowaną przewagą
informacyjności (treści) nad energetycznością i dlatego nie mogą być
postrzegane przez nasze zmysły zewnętrzne wyspecjalizowane w
kontaktach ze światem fizycznym o wysokiej energetyczności. Mogą być
jednak postrzegane przez osoby o „poszerzonym oknie percepcji”,
czyli przez osoby, które rozwinęły tzw. „zmysły wewnętrzne” jak np.
opisane w literaturze jasnowidzenie proste.
Najwyższe wreszcie piętro w tym modelu, jak opisuje je M. Pilkiewicz,
to wielce zróżnicowane pasmo wibracji świadomości. Pola te mają
zdecydowanie charakter pól informacyjnych i bezenergetycznych.
Kończą się one nieosiągalnym dla człowieka i nieprzekraczalnym
poziomem reprezentowanym w koncepcji G. Szipowa przez Absolut, ale
równie dobrze możemy podłożyć pod nie ideę Boga Stworzyciela.
Gdzieś w połowie tego okręgu przebiega narysowana linia pozioma,
oznaczająca przekroczenie granicy prędkości światła i oddzielająca
(w starej terminologii) Kosmos Fizyczny którym interesuje się nauka
zachodnia, od Kosmosu Duchowego, który bada Wschód. Nie ulega
wątpliwości, że „góra zarządza dołem”, czyli że to pola informacyjne
tworzą energię, a ta tworzy materię. I tylko nasz wyuczony i
uwarunkowany kulturowo redukcjonizm naukowy, narzuca nam badanie
skutków a nie przyczyn, badanie przejawów działania inteligencji
zamiast badania źródła.
Człowiek z tego punktu widzenia jest indywidualnym polem życia, musi
więc posiadać wszystkie podstawowe właściwości całego Pola Życia.
Jak mówią fizycy, nie ma różnicy pomiędzy kwantem energii a polem
energii, a na wschodzie że nie ma różnicy pomiędzy falą i morzem.
Dlatego też każda jednostka ludzka musi posiadać wszystkie składniki
całego Pola Życia.
Najprostszy model człowieka musi zawierać trzy poziomy różniące się
jakościowo pomiędzy sobą. Można też powiedzieć różniące się poziomem
wibracyjnym, a więc i poziomem świadomości. Określony poziom
świadomości pracuje na właściwym sobie poziomie wibracji, i określa
zarazem miejsce zajmowane w procesie ewolucji całego życia.
Najniższy człon z tej triady obejmuje ożywione ciało fizyczne
zbudowane z gęstej materii czyli połączenie geosfery z biosferą.
oraz niewidoczną dla oka otoczką pola energetycznego zwaną ciałem
eterycznym lub matrycą energetyczną.
Jest to pierwsza warstwa tzw. biopola, przenikająca cały organizm.
Ciało eteryczne odwzorowuje kształt ciała fizycznego i tworzy
warstwę zewnętrzną na odległość 2-3 cm. Medycyna nie uwzględnia tego
faktu, pomimo istnienia aparatury naukowej fotografującej to pole.
Za jedynie realne uznaje tylko fakt istnienia ciała fizycznego.
Ignoruje się też wyniki badań świadczących o tym, że to właśnie ta
matryca energetyczna „ożywia ciało”, sterując wszystkimi procesami
biochemicznymi.
Powstanie choroby przeważnie poprzedzają zaburzenia w polu
energetycznym człowieka. Usunięcie tych zaburzeń oznacza
wyzdrowienie organizmu. Ogólnie biorąc ten segment odpowiada za
przetrwanie biologiczne człowieka i w tym sensie człowiek jest
częścią natury.
Środkowy człon triady odpowiada za przystosowanie społeczne
człowieka. W tym sensie jesteśmy produktem nie natury lecz kultury.
Jest to więc psychologiczny poziom człowieka.
Nasze funkcjonowanie w społeczeństwie jest także sterowane
właściwościami obiektywnie istniejących pól emocjonalnych i
mentalnych. Te pola są w stałej interakcji z niższymi polami –
polami biologicznymi i polami najwyższymi czyli duchowymi.
Istotną rzeczą brakującą nauce w badaniach psychosomatycznych to
właśnie łącznika pomiędzy somą a psyche, które wyrażają się w
postaci pól energetycznych.
Trzecia najważniejsza część modelu jednostki ludzkiej jest trudna do
opisania z powodu braku odpowiedniej terminologii naukowej w naszej
kulturze.
W modelu tym zastosowano nazwę pola duchowe bez pokazywania
struktury wewnętrznej, i wprowadzając pomocniczo dwa ogólnie znane,
lecz niedefiniowalne pojęcia duch i dusza. Można jednak je zrozumieć
intuicyjnie posługując się naszym modelem i dotyczy to części
człowieka i jego funkcjonowania na najwyższych piętrach wibracyjnych.
Można je też określić jako wyższe poziomy świadomości, gdzie
jednostka z jednej strony ma świadomość swojej odrębności a wtedy
jest tylko częścią całości, z drugiej zaś strony jednocześnie czuje
się Całością i reprezentuje interes Całości. Najogólniej można
powiedzieć, że jest to poziom, na którym odbywa się proces
stwarzania i kreowania rzeczywistości na niższych poziomach
egzystencji.
Cechą charakterystyczną kultury zachodniej jest „oderwanie się”
człowieka od swojej duszy, i utrata kontaktu z wyższymi piętrami
rzeczywistości. Na modelu M. Pilkiewicza widać to w postaci bariery
między duszą a częścią psychologiczną człowieka. Uważa on że bariera
ta jest wytwarzana przez samego człowieka, a dokładnie przez jego
Ego.
W filozofii Wschodu nazywamy go „fałszywe Ego”. „Fałszywe Ego” jest
uważane za największego wroga rozwoju człowieka. W kulturze
zachodniej człowiek jest definiowany jako ciało posiadające duszę. W
kulturze wschodniej człowiek to dusza, która ma ciało. Bowiem, to
duch stwarza materię a nie odwrotnie. Dlatego naukowe zredukowanie
wszechświata do fizycznego kosmosu z pominięciem tak zwanego kosmosu
duchowego nie może przynieść dobrych rezultatów w życiu społecznym.
Tak najogólniej można opisać przedstawiony powyżej”Energetyczny
model życia i człowieka”.
DUCHOWE TRADYCJE TYBETU
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 05.2006
Jego
Świątobliwość
Trizin Lungtok Tenpa Nyima
w Polsce
W
tym roku zainteresowani tybetańskimi tradycjami duchowymi będą mieli
niepowtarzalną możliwość bezpośredniego spotkania z najważniejszym
przedstawicielem tradycji bon
- Jego Świątobliwością Lungtokiem Tenpa Nyimą.
Będzie
u nas gościł od 7 do 13 czerwca 2006 r. na zaproszenie
Związku Garuda w Polsce.
Jego
Świątobliwość będzie uczestniczył w wielu spotkaniach
m.in. na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie w Wildze
pod Warszawą w Ośrodku Cziamma Ling. W tych dniach wygłosi
wykłady i poprowadzi treningi medytacyjne. W spotkaniach
z Jego Świątobliwością będzie uczestniczył Tenzin Wangyal
Rinpocze oraz Cziongtul Rinpocze.
Jego Świątobliwość
bardzo rzadko opuszcza swój klasztor Menri znajdujący się obecnie w
Indiach i będzie to jedyna wizyta w naszym kraju. Spodziewany jest
przyjazd wielu osób z Zachodu zainteresowanych tą duchową tradycją.
Jego Świątobliwość jest duchowym liderem tradycji bon. Urodził się
we wschodnim Tybecie w 1927 roku. Wstąpił do klasztoru
w wieku 8 lat. W 16 roku życia rozpoczął naukę w Szkole
Dialektycznej, gdzie po 8 latach uzyskał tytuł gesze (odpowiednik
doktoratu), specjalizując się w medycynie, astronomii i astrologii.
Po
chińskiej inwazji na Tybet w 1956 roku został zmuszony do ucieczki,
znajdując schronienie w sąsiednim Nepalu. Tam spotkał prof. Davida
Snellgrove'a badacza Zakładu Orientalistyki i Afrykanistyki
Uniwersytetu w Londynie, który zaprosił go do przyjazdu do Wielkiej
Brytanii. Kolejne 3 lata spędził na stypendium Fundacji
Rockefellera, wykładając na Uniwersytecie w Londynie kulturę i
religie Tybetu.
W tym czasie miał okazję zetknąć się bliżej z
kulturą Zachodu, żyjąc i studiując wraz z benedyktynami i
cystersami. Jego Świątobliwość odbył nawet podróż do Rzymu, aby
spotkać się z papieżem Pawłem VI.
1964 roku przybył do Indii,
gdzie na prośbę Jego Świątobliwości Dalaj Lamy, wspomagany przez
nauczycieli z Zachodu, założył i prowadził szkołę w Massori. Po 3
latach powrócił na Zachód na Uniwersytet w Oslo, gdzie na
zaproszenie prof. Pera Kvaernego wykładał historie i religię Tybetu.
W 1968 roku został wybrany na duchowego przywódcę tradycji buddyzmu
bon i ogłoszony 33 opatem klasztoru Menri. Od tego
czasu na jego barkach spoczęły losy całej społeczności bon, której
tradycję stara się zachować na uchodźstwie w Indiach.
Dziś klasztor Menri to około 100 mnichów, Szkoła Dialektyczna, która
wykształciła już 37 gesze oraz sierociniec dla setki dzieci.
Bon
jest najstarszą, oryginalną i rdzenną tradycją duchową Tybetu.
Wielu uczonych jest zdania, że jest to najstarsza duchowa tradycja
na świecie. Dała ona podwaliny dla powstania buddyzmu tybetańskiego.
Linia przekazu pochodzi od Buddy Tonpy
Szenraba, który zapoczątkował tę tradycję na terenach Azji
Centralnej jeszcze przed historycznym Buddą Śakjamunim żyjącym w V
wieku p.n.e. Tradycja ta jest żywa do dziś i wyznawana przez prawie
jedną trzecią ludności Tybetu. Jest ona w wielu elementach podobna
do innych szkół buddyzmu tybetańskiego. W Tybecie istnieje kilkaset
klasztorów tej tradycji. Posiada ona również bogaty księgozbiór
dochodzący do kilkuset tomów zawartych w Kandżurze i Tendżurze.
Tak jak w innych szkołach buddyjskich nauki są przekazywane w
systemach: sutr, tantr oraz dzogczen. Szczególnie ciekawe i
unikatowe są nauki tej tradycji nazywane dzogczen, co w tłumaczeniu
znaczy Wielka Doskonałość.
Szkoła ta jest znana z niespotykanych
praktyk „szamanistycznych", nauk medycznych, astrologii aż po
wysublimowaną filozofię. Między innymi w ramach tych praktyk
unikatowe są nauki bardo - przeprowadzania duszy zmarłych przez
kolejne etapy śmierci, by pomóc im uzyskać dostęp do wyższych
duchowych wymiarów egzystencji lub uzyskać lepsze odrodzenie.
Innymi praktykami są rytuały nakierowane na zapewnienie dobrych
relacji ze światem przyrody, które mają zapewnić szczęście, zdrowie
i pozmyślność w życiu doczesnym. Do dziś są one kultywowane z
powodzeniem w Tybecie i przekazywane przez
lamów w świecie zachodnim. Tradycja bon zawiera również ciekawe
obrzędy stanowiące część starożytnej kulktury Tybetu.
Więcej
informacji na temat wizyty Jego Świątobliwości znajdziecie Państwo
na stronie internetowej
http://www.bongaruda.pl lub pod numerem telefonu Ośrodka Cziamma
Liang (025) 685-30-31.
Jerzy Strączyński. "Czwarty
Wymiar" 05.2006
Bez
garnituru i białej szaty
Mógł zostać doktorem
historii sztuki. Wybrał bioenergoterapię.
Udział
w obsłudze wizyty w Polsce Dalajlamy zaowocował w przypadku Jerzego
Strączyńskiego trwającą do dziś fascynacją buddyzmem oraz bon.
Lekarz medycyny Sławomir Kościuk, który
przepracował z Jerzym Strączyńskim w jednym gabinecie dwa lata,
postrzega całą sprawę tak:
- Podobnie jak większość lekarzy - mówi - w
sprawach bioterapii byłem skrajnym sceptykiem. Ponieważ Jurka
poznałem w kręgach zupełnie z bioterapią nie związanych,
powstrzymywałem się od wygłaszania swoich opinii o metodzie tylko
dlatego, by mu nie robić przykrości.
W tym czasie bardzo dokuczały mi bóle chorego
kręgosłupa, na które - w obrębie medycyny jaką reprezentuję - nie
mogłem znaleźć szybkiej i skutecznej rady. Wiedziałem, że powodem
tych boli jest wada genetyczna (rozszczep), od dziecka znałem też
opinię lekarzy, że w wieku 30 lat będę chodził w gorsecie,
podświadomie więc na ten gorset czekałem.
Stuknęła mi 30-tka, zaczął się ból. Jurek
wielokrotnie proponował biozabieg, aż w końcu - nie chcąc być dla
niego niemiłym - kiedyś dla świętego spokoju zgodziłem się. No i
stał się "cud", bo to, co od paru miesięcy bez przerwy bolało,
dosłownie po jednej wizycie u bioterapeuty przestało! Dlaczego? -
nie wiem.
Po chwili dodaje:
- Ponieważ na poziomie medycyny akademickiej nie ma pojęcia "biozabieg",
nie istnieje możliwość naukowego wytłumaczenia tego, co stało się w
moim organizmie, co spowodowało, że bóle ustały. Mógłbym to
oczywiście próbować wyjaśnić posługując się terminologią medyczną
Dalekiego Wschodu, nie będzie to jednak według medycyny klasycznej
wytłumaczenie lekarskie. Obserwując praktykę Jurka nie raz zresztą
widziałem takie spektakularne przypadki uzdrowień - chociażby
porażenia nerwu trójdzielnego twarzy - schorzenia, którego leczenie
konwencjonalne jest bardzo trudne i czasochłonne. Nerw regeneruje
się bowiem szalenie wolno, a proces ten może ciągnąć się i do 2 lat.
Tymczasem po serii zabiegów bioobjawy porażenia nerwu
niespodziewanie ustąpiły!
To
samo dotyczy zlikwidowania bioenergią tak popularnego schorzenia jak
szum w uszach i zawroty głowy o nie ustalonej etiologii, których w
tej grupie dolegliwości jest ok. 95%, a których leczenie środkami
medycyny akademickiej jest dla organizmu dosyć obciążające, efekty
zaś krótkotrwałe, bo po odstawieniu leków dolegliwości wracają.
Doświadczyła tego zresztą na własnej skórze moja mama, która
walczyła z tą przypadłością lekami przez całe lata. W końcu
namówiłem ją na zabieg u Jurka. Działanie bioterapeuty trwało 5
minut, mama została uzdrowiona, a zawroty głowy już nigdy nie
powtórzyły się.
Równie dla mnie nieprawdopodobnym z medycznego
punktu widzenia był przypadek uzdrowienia 6-letniego dziecka, które
nigdy nie mówiło, zaś medycyna klasyczna była wobec tego bezradna.
Strączyński wszedł wówczas bioenergią w ośrodek mowy malca,
zadziałał nań i po tygodniu dziecko zaczęło nie tylko wymawiać
pojedyncze wyrazy, ale i budować proste zdania.
W bioterapii - kończy doktor Kościuk - jest
zresztą wiele sytuacji, których z medycznego punktu widzenia po
prostu zinterpretować nie sposób, gdyż medycyna akademicka nie ma
bowiem ku temu ani odpowiednich metod, ani narzędzi badawczych.
- Bo nie dopuszcza - mówi Jerzy Strączyński - istnienia bioenergii,
a biouzdrawianie to w szerokim rozumieniu nic innego, jak
umiejętność przekazu energii do organizmu drugiego człowieka, albo
poprzez umysł terapeuty, albo jego pracę na poziomie energii. W moim
przypadku w grę wchodzi przede wszystkim przekaz energetyczny,
skutkujący energetycznym oczyszczeniem chorego miejsca,
usprawnieniem w nim przepływu energii i zrównoważeniem energii
ludzkiego dala z energetyką ogólnie rozumianego środowiska
zewnętrznego. Wprawdzie działanie to może być mocniejsze lub
słabsze, nie wierze jednak, że są ludzie, na których w ten sposób
oddziaływać się nie da. Człowiek nie jest pojedynczym polem energii,
poziom jego indywidualnych sił w mniejszym lub większym stopniu współzależy od potencjału wszystkich pól energetycznych, w których
przebywa, zaś procesy wzajemnej biostymulacji w sporej części
przebiegają poza naszą świadomością.
Przygoda życia
Cofnijmy się jednak na chwilę w przeszłość.
Zapalony kolekcjoner sztuki sposobił się właśnie do pracy
doktorskiej u profesora Świechowskiego. Dwa lata pracował nad
monografią Kazimierza Podsadeckiego - awangardowego malarza okresu
międzywojennego z kręgów grupy Presens i A.R.
-
Od razu muszę zaznaczyć, że seminarium tego jednak nie ukończyłem -
mówi Jerzy Strączyński - dziś dyplomowany bioenergoterapeuta ze
Złotą Odznaką PSB "Biopol", wiceprezes Zrzeszenia Bioterapeutów
Dyplomowanych w Warszawie, starszy wykładowca medycyny naturalnej w
Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy i Wyższej Szkole
Humanistycznej w Pułtusku. Po czym wyjaśnia, że stało się tak
dlatego, że porwały go psychotronika, a później Daleki Wschód.
Jego zainteresowania parapsychologią pojawiły się
niby przypadkowo, ale przecież przypadków nie ma! Oto los zdarzył,
że zachorował jego znajomy, który trafił do bioenergoterapeuty
Andrzeja Lisiaka. Była połowa lat 80-tych.
- Z ciekawości - opowiada J. Strączyński -
zacząłem mu towarzyszyć przy zabiegach, bo metoda, a właściwie jej
skuteczność, zafrapowały mnie. Wcześniej, studiując historię sztuki,
poznałem historię medycyny greckiej, rzymskiej, w których przecież
bardzo wyraźnie obecny był irracjonalny, duchowy aspekt leczenia.
Dzięki swoim kolegom psychiatrom, którzy zajmowali się teorią snów,
zetknąłem się też z hipnozą, ciekawiła mnie filozofia medycyny
niekonwencjonalnej.
Gdy więc mój przyjaciel, który cierpiał na
zakrzepowe zapalenie żył, i któremu lekarze nie bardzo byli w stanie
pomóc, został uzdrowiony, a ja dowiedziałem się od jego
bioterapeuty, że sam również dysponuję dużym potencjałem
energetycznym, musiałem wybierać: czy skończyć podjęte studia
doktoranckie i bronić pracy o Podsadeckim, czy poważnie zająć się
psychotroniką? I jedno i drugie wymagało dużych nakładów pracy.
Właśnie wtedy uznałem, że niekoniecznie muszę mieć "dr" przed
nazwiskiem i... postawiłem na psychotronikę. Zacząłem bywać w
Polskim Towarzystwie Psychotronicznym, uprawiałem radżajogę,
medytowałem. Jakieś dwa lata później - z Andrzejem Lisiakiem i
naszym wspólnym przyjacielem Piotrem - pojechaliśmy do Indii, by
poznać tamtejsze aśramy.
W trakcie tej podróży zaliczyłem dwa miesięczne
pobyty w indyjskich aśramach. Co mi one dały? Przede wszystkim
wiedzę na temat tego, czego warto się wystrzegać w indywidualnym
rozwoju życiowym. Jeszcze raz bowiem utwierdziłem się w przekonaniu,
że chcąc się duchowo rozwijać, nie należy tworzyć sobie
indywidualnych, czy grupowych gett, a ucieczka od fizyczności,
rodziny, znajomych, własnego środowiska jest w tej sytuacji złym
wyjściem. Prawdziwy rozwój powinien polegać na integracji, a nie
dezintegracji osobowości! To właśnie w Indiach zobaczyłem bardzo
wielu ludzi z różnych krajów Europy, którzy w aśramie szukali
swoistego „narkotyku" gwarantującego im totalny „odlot" od własnych
problemów życiowych i fizyczno-psychicznych niemożności. Dlatego też
w krótkim czasie zupełnie nie wiedzieli już kim są oraz po co tam
przyjechali. I zamiast poszerzać swoją świadomość, uzyskując jakiś
wgląd w rzeczywistość duchową, dosłownie i w przenośni „fruwali" -
coraz bardziej oddalając się od spraw, które skłoniły ich do
przyjazdu.
Przypatrując się temu wszystkiemu starałem się
utrzymywać więź z samym sobą, zachowywać świadomość swojego poziomu
duchowego, fizycznego i emocjonalnego. Myślę, że mi się to w sporej
części udało. Byłbym jednak nieszczery, gdybym próbował przemilczeć
wszystkie, zdecydowanie dobre strony swojego pobytu w Indiach. Aśram
sprawił bowiem, że nabrałem dużego dystansu zarówno do siebie, jak i
do wielu spraw, które wydawały mi się w życiu niereformowalne. Jako
człowiek poczułem się w nim bardzo dobrze - znalazłem tam
wyciszenie, ukojenie, dużo ciepła i miłości, przede wszystkim zaś
miejsce, w którym mogłem długo i spokojnie medytować.
Dzięki pobytowi w aśramie poszerzyła się moja
skala doznań, zacząłem jakby więcej widzieć, więcej słyszeć, moje
zmysły wyostrzyły się - co potem dało mi bardzo dużo jako
historykowi sztuki!
Nastąpiło
też jak gdyby rozluźnienie mojego umysłu, zwiększyła się jego
przejrzystość, uzyskałem większe możliwości wizualizacji. Ze
zdziwieniem odkryłem również, że mało kto w Europie potrafi tak
odczuć sercem drugiego człowieka, jak Hindus. Znamienne, że nigdzie
przedtem i potem nie spotkałem też tylu radosnych ludzi - często
przecież biednych, na skraju nędzy czy skraju życia, od których
można było uczyć się wielkiej, bezinteresownej, spontanicznej
radości, sztuki cieszenia się każdą chwilą. Zresztą nic dziwnego, bo
przecież Indie to kraj ludzi o wysoko rozwiniętej duchowości, dla
których te właśnie sprawy zdają się być najważniejsze. Problemy
związane ze światem materialnym mogą układać się raz dobrze, raz
źle, ale jeżeli ma się tak stabilną perspektywę duchową (a tam
wynika ona z wiary w reinkarnację) człowiek nie martwi się aż tak
bardzo własnymi brakami natury materialnej, biedą, chorobą.
Cywilizacja zachodnioeuropejska - tak sądzi
Strączyński - nakierowuje ludzką uwagę na poznanie i opanowanie
świata zewnętrznego. W Indiach uwaga ta skoncentrowana jest na
rozeznaniu praw i wartości wewnętrznych. Dzieje się tak dlatego,
gdyż życie w zgodzie z naturą, z normami religijnymi i w harmonii ze
Wszechświatem uzasadnia prawo karmy - czyli prawo przyczyny i
skutku.
Generalnie Indie otworzyły więc przede mną nowe,
dotąd nawet nie przeczuwane, rejony duchowego rozwoju, co nie
znaczy, że kiedy wróciłem do domu rzuciłem pracę, rodzinę,
przestałem jeść mięso i pogrążyłem się w permanentnej medytacji.
Nie! Nie zdjąłem garnituru dla białej szaty. Zmiany dokonały się
wewnątrz mnie: zyskałem większe możliwości skupienia, nauczyłem się
bardziej kontrolować własne emocje. Nieprawdopodobnie poszerzyły się
też moje możliwości percepcji...
W stronę Tybetu
A
potem był udział Jerzego Strączyńskiego w obsłudze wizyty Jego
Świątobliwości XIV Dalajlamy, co zaowocowało, trwającą do dziś,
fascynacją buddyzmem i przedbuddyjską religią bon.
- Jak blisko Dalajlamy udało się Panu znaleźć i
czym był ten kontakt w Pana życiu osobistym i zawodowym? - pytam
- Z pozoru wszystko mogłoby się wydać ciągiem przypadków. W dalszym
ciągu jednak twierdzę, że przypadków po prostu nie ma!
Na początku lat dziewięćdziesiątych pracował jako
bioterapeuta w jednej ze spółdzielni medycznych. Właśnie tam jedna z
lekarek, gdy tylko zorientowała się, że healer zna trochę
dalekowschodni punkt widzenia, poprosiła, by porozmawiał z jej
siostrzeńcem. - Jest pan taki racjonalny, a on ma jakieś zwichnięcia
buddyjskie i nie pasuje do tego świata, więc może bym go
światopoglądowo wyprostował? - poprosiła.
Tym siostrzeńcem okazał się obecny przyjaciel
Strączyńskiego Magura Maciej Góralski, adiunkt z Muzeum Azji
i Pacyfiku.
- Otworzyło to przede mną możliwości lepszego
zgłębienia wiedzy buddyjskiej - opowiada mój rozmówca. - Dzięki
niemu m.in. znalazłem się przez tydzień w bezpośredniej obsłudze
wizyty Jego Świątobliwości XIV Dalajlamy. Był wówczas rok
1993 i jeżeli do tamtego czasu miałem jeszcze jakieś wątpliwości co
do własnych wyborów życiowych, to wizyta Dalajlamy położyła im kres.
Inna rzecz, że dzięki Magurze i jego przyjaciołom byłem już w jakiś
sposób przygotowany do tego, by znaleźć się w kręgu kultury duchowej
Dalajlamy.
Czym to w jego życiu zaowocowało?
- Dalajlamę otaczało tak ogromne pole energetyczne
związane z wibracjami miłości i współczucia, że, mówiąc językiem
europejskim, nie miałem wątpliwości, iż... spotkałem świętego!
Właśnie w jego bezpośredniej bliskości zrozumiałem, że droga, którą
zacząłem podążać, jest moją drogą i że nie potrzebuję już szukać
innej. Wizyta Dalajlamy utwierdziła mnie w życiowych wyborach.
Wprawdzie, gdy byłem w Indiach, czułem się tam „jak u siebie" , ale
dopiero gdy zetknąłem się z umysłowością buddyjską, z jej mistykami,
lamami, gdy w bezpośrednim kontakcie z Dalajlamą zobaczyłem
osiągnięcie jakich poziomów duchowych jest możliwe, poczułem
szczególnie bliski związek z tą duchowością i zrozumiałem, że to w niej tkwią moje duchowe korzenie. Oczywiście czuję się „swojo" i w
środowisku europejskim, ale myślę, że jeżeli istnieje reinkarnacja,
to w którymś z poprzednich wcieleń musiałem tam żyć. Czy próbowałem
to jakoś sprawdzać? Nie, ponieważ w myśl filozofii buddyjskiej o
naszych wszystkich wcieleniach mogą wiedzieć tylko - znający
przeszłość, teraźniejszość i przyszłość - buddowie. Stara maksyma
buddyjska mówi zaś: Jeżeli chcesz wiedzieć kim byłeś kiedyś,
popatrz kim jesteś dzisiaj. Jeżeli chcesz wiedzieć kim będziesz
jutro, przypatrz się temu, co czynisz dziś. Wynika z tego, iż
zbytnie zamykanie się w przeszłości, nie rozwija nas i blokuje to,
co dziś moglibyśmy zrobić dla przyszłości.
Kiedy
byłem w Indiach, mimo że w zasadzie akceptowałem nauki tamtejszych
guru, mój umysł, świadomość, duchowość cały czas domagały się czegoś
więcej. Byłem wychowany w kulturze europejskiej, studiowałem, wysoko
ceniłem walory intelektu i w hinduizmie brakowało mi jakiegoś
głębszego rozumienia. Odnalazłem je w dającym możliwość pracy z
umysłem, świadomością - buddyzmie.
Mogę więc śmiało powiedzieć, że buddyzm stworzył
mi lepsze możliwości otwarcia własnego umysłu, bo nawet jeżeli
wiedza, którą proponował, była na poziomie dogmatu, zawsze mówił
sprawdź ją swoim umysłem. A dlaczego wybrałem buddyzm
tybetański? Może właśnie dlatego, że na jego gruncie spotkałem
nauczycieli, którzy reprezentowali bardzo wysoki poziom
wykształcenia ogólnego i europejskiego? Byli buddyjskimi doktorami (gesze),
a jednocześnie wykładali na uniwersytetach Włoch, Anglii, Stanów
Zjednoczonych. Dzięki swojemu duchowemu nauczycielowi Tenzinowi
Wangyalowi Rinpocze zostałem wprowadzony w Dzogczen i tybetański
system przedbuddyjskiej religii bon. Dzogczen, który tłumaczy
niejako „Wielka Doskonałość", opiera się głównie na wiedzy o naturze
umysłu, emocji, uczuć. Może też funkcjonować poza religią i poza
kulturą, stanowi bowiem czysty przekaz wiedzy. Tak jak
chrześcijaństwo jawi się mi jako bardziej rozwinięta forma judaizmu,
tak buddyzm jest wyższą formą rozwoju tradycyjnej wiedzy
hinduistycznej.
Kultura
europejska oddziela fizyczność od doznań duchowych, które uznaje za
irracjonalne, buddyzm proponuje zintegrowane rozumienie życia.
Człowiek w tym systemie jest częścią natury, trwa z nią w żywym,
nierozerwalnym i bezpośrednim związku, byt
indywidualny i ogólny są tym samym bytem. I z tych właśnie powodów
buddyzm tybetański, pełniący w moim życiu początkowo funkcję
dopełniającą, w tej chwili odgrywa w nim rolę zdecydowanie wiodącą.
Na zdrowie!
Wróćmy jednak do healingu. Zdaniem Strączyńskiego
w bioterapii kluczową sprawą jest przede wszystkim umiejętne
energetyczne dostrojenie się terapeuty do drugiego człowieka.
- Czy to znaczy, że chcę energetycznie oddziaływać
na wszystkich? Zupełnie tak tego nie traktuję!!! Jestem bioterapeutą,
pacjenci zapisują się na moje zabiegi i muszę przyjąć każdego. Nie wyobrażam sobie, bym komuś, kto przychodzi po pomoc, mógł
powiedzieć: Pana przyjmę, a pana to już nie, bo to jest choroba
karmiczna... Pewnie, że jeżeli zjawi się u mnie ktoś z bólem zęba,
czy złamaną ręką, w pierwszej kolejności odeślę go do dentysty czy
ortopedy, niemniej w sytuacjach typowych staram się pomóc.
Przyjmując pacjentów blisko współpracuję z lekarzem medycyny,
chociażby dlatego, że nie będąc lekarzem mam kontakt z osobą chorą.
Przekonałem się wreszcie o tym, że pacjent wchodzący do gabinetu, w
którym obok bioterapeuty jest lekarz, czuje się traktowany bardziej
kompleksowo, zyskując możliwość medycznej konsultacji badań, czy
wskazówek, do jakiego specjalisty powinien się jeszcze udać.
Jest też niemała grupa pacjentów - nie
usatysfakcjonowanych wizytami u swojego lekarza, którzy, korzystając
z pomocy bioterapeuty, wstydzą się do tego przyznać. Kiedy wiec w
gabinecie bioterapeutycznym spotykają właśnie lekarza, siłą rzeczy
bardziej otwierają się na bioterapię jako metodę.
-
Z kolei mnie, jako bioterapeucie - wyjaśnia Jerzy Strączyński -
obecność lekarza w gabinecie stwarza szansę uzyskania szybkiej
medycznej informacji o stanie zdrowia pacjenta, dzięki której wiem
jak lepiej i precyzyjniej zadziałać energetycznie. Zresztą, jeżeli
chodzi o działania medycyny akademickiej na poziomie fizycznej
struktury człowieka, trzeba mieć świadomość, że jej metody są bardzo
precyzyjne i skuteczne. Model kartezjański, według którego medycyna
tradycyjna funkcjonuje już 200 lat, zaowocował tym, że operuje ona
doskonałymi przyrządami badawczymi, rozeznała całą anatomię i
fizjologię.
Bazując na najnowszych zdobyczach nauki i techniki
z czasem zapomniała jednak o wielowiekowych osiągnięciach
tradycyjnej medycyny naturalnej, też potrafiącej skutecznie radzić
sobie z chorobami! Szukając optymalnych sposobów leczenia warto więc
stosować metody obu tych typów medycyny, traktując je
komplementarnie - dopełniająco, w kategoriach
wiedzy całościowej i zintegrowanej.
Byłoby dobrze, gdyby proces medycznego kształcenia
zmierzał właśnie w tym kierunku. Niestety ciągle do tego daleko,
choć pierwsze jaskółki zmian już są. Świadczy o tym taki choćby
fakt, że J. Strączyński jest wykładowcą medycyny naturalnej w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku, a od 6 lat, również
starszym wykładowcą w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy,
gdzie w ramach przedmiotu profilaktyka prozdrowotna wprowadza
słuchaczy w ogólne zagadnienia medycyny naturalnej. I jeżeli
dodatkowo, w wyniku studiów podyplomowych na naszym rynku medycznym
zacznie przybywać lekarzy naturoterapeutów, pacjent będzie
człowiekiem wygranym. Oby tak się stało.
Barbara Witkowska. "Nieznany Świat" 10 1999r
JOSE SEGUNDO
mistrz bezkrwawych operacji
W drugiej połowie października (18-21 X) odwiedził
Polskę jeden z trzech najsłynniejszych filipińskich logurów - JOSE
SEGUNDO. Wraz z Mauro Ambatem i Davidem Oligane należy on do
czołówki filipińskich uzdrawiaczy przeprowadzających tzw. bezkrwawe
operacje.
Wytropił go wszędobylski krakowski fotoreporter Zbigniew
Latała. Poznał Jose Segundo parę lat temu na Światowym Kongresie
Healingu w Bazylei i zaprosił do Centrum
Kultury w Nowej Hucie. Słynny Filipińczyk był w sobotę gościem na
kursie bioterapii prowadzonym przez Jerzego Strączyńskiego, a
w niedzielę przyjął 20 pacjentów i udzielił wywiadu krakowskiej
telewizji.
Trzeba przyznać, że Jose Segundo, o którego pomoc zabiegają
chorzy z całego świata, jest osobą bardzo
skromną i ciepłą. Cierpliwie i rzeczowo tłumaczył krakowskim adeptom
bioterapii, że siłę, moc i dar uzdrawiania czerpie od Chrystusa oraz
z wiary w potęgę Boga. Dzielił się z nimi tajnikami swojej wiedzy.
Zapytany, czy każdemu może pomóc, odpowiedział: "nie".
Najpierw patrzy w aurę, którą narysował na tablicy (widać
ją na zamieszczonym zdjęciu), potem zadaje jej mentalne pytanie, czy
może pomóc, i gdy dostanie pozytywną odpowiedź od aury chorego, wie,
że może przez nią przejść i zrobić operację.
Z kolei na pytanie, czy może pomóc sobie samemu, odpowiedział, że
to jest najtrudniejsze i dlatego, jeśli zdarzają mu się jakieś
problemy ze zdrowiem - a jest przecież tylko człowiekiem - zwraca
się o pomoc do kolegi.
Chociaż
na co dzień wykonuje swoje operacje bez świadków, dla przyszłych
polskich uzdrowicieli zrobił wyjątek i zgodził się dokonać zabiegu
przy 20 osobach. Wybrano osobę zdiagnozowaną medycznie (badanie USG
stwierdziło mięśniaki).
Uzdrowiciel położył kobietę na wcześniej przygotowanym stole. Poprosił,
by odsłoniła pępek i dół brzucha. Obserwatorów odsunął na odległość
około półtora metra i odmówił ze wszystkimi krótką modlitwę.
W czasie tej chwili skupienia co wrażliwsi obserwatorzy odczuli
obecność nie znanych sobie, silnych Energii. Wbrew oczekiwaniom,
Filipińczyk nie wpadł w trans. Zdjął tylko marynarkę (na ręku miał
zegarek, na palcu duży sygnet) i zdecydowanym krokiem podszedł do leżącej na stole
kobiety. Poprosił o przygotowaną wcześniej miskę z ciepłą wodą i
waciki. Kilka z nich zmoczył i, skoncentrowawszy się mocno, z
lekkim namaszczeniem przemył tę część brzucha na której miała
nastąpić „bezkrwawa operacja". Było to, jak wyjaśnił zebranym, symboliczne oczyszczenie karmiczne.
Niemal niezauważalnie wszedł
w trans il zaczął wykonywać rytualne
gesty. Jego ruchy stały się płynne,
pewne, szybkie. Obserwatorzy
przestali dla niego istnieć.
Była tylko pacjentka, wspomagające
go Energie i On.
Poniżej pępka ułożył koło ze zmoczonych wacików. Jedną ręką lekko
ścisnął brzuch, tak że skóra się odrobinę wypiętrzyła, a drugą, ze
sztywno wyprostowanymi palcami, zataczał spiralne ruchy, raz w
prawo, raz w lewo. W pewnym momencie ci, którzy postrzegają aurę,
zobaczyli, że dłoń Filipińczyka przeszła przez aurę chorej i wtedy
powłoki brzuszne jakby się rozstąpiły (co do tego wszyscy byli
zgodni), a ręka Jose „weszła" w głąb ciała. Ruchy healera były
szybkie. Wtem dał się słyszeć lekki trzask, jakby pękającej powłoki,
i nastąpił jednorazowy, mocny wytrysk krwi na stoły, biurka...
Jose Segundo wykonał jeszcze dwa szybkie ruchy i podniósł rękę do
góry. W palcach trzymał malutki strzępek przypominający kawałek
tkanki. Pokazał go wszystkim i wrzucił do miski z wodą. Tworzącymi koło wacikami przetarł brzuch pacjentki. Wata zabarwiła się na
czerwono. Następnie wziął kilka kawałków waty i w ciągu paru sekund
pościerał krew ze sprzętów i podłogi.
Kobieta nadal leżała nieruchomo. Segundo jedną ręką dotknął jej
ciemienia, drugą położył na
czole i wymawiając wyraźnie imię Jezusa, uderzył ją lekko środkiem
dłoni w czoło i uniósł do pozycji siedzącej. Na nagim brzuchu
pacjentki widać było zaczerwienienie i grubą pręgę.
- Teraz wstaniesz - powiedział uzdrowiciel i lekko oszołomiona
kobieta zeszła ze stołu. Jak potem opowiadała, dopiero w chwili,
kiedy poczuła dłoń Filipińczyka na swoim czole, wróciła jej
świadomość. Pamiętała tylko modlitwę przed zabiegiem, nic więcej.
Jose Segundo podkreśla, że jego uzdrawianie jest natury duchowej, że
to nie on, tylko energia Jezusa działa - niezależnie od tego, czy
dokonuje „operacji chirurgicznej", czy uzdrawia bezoperacyjnle.
W niedzielę przeprowadzał inne zabiegi - mające wpływ na serce,
kręgosłup, na stawy biodrowe, oczy. Nie zawsze lała się krew i nie;
zawsze towarzyszył temu trzask. Można było natomiast na własne oczy
zobaczyć, że usunął kobiecie narośl na kręgosłupie. Po jego zabiegu
zniknęło także z piersi jednej z pacjentek wyraźne zgrubienie
mastopatyczne.
Wszyscy pacjenci twierdzili, że czują się lepiej, a czy mięśniaki i
guzy zniknęły - potwierdzą wyniki badań USG, o których poinformujemy
naszych Czytelników.
Wśród uczestników kursu bioterapii - a kilku z nich ma wykształcenie
medyczne - kontrowersje wzbudził ów trzask i wytrysk krwi podczas
pierwszej operacji oraz, wyjęty z brzucha pacjentki „strzępek".
Jose Segundo wytłumaczył, że czasem jest to rzeczywiście chora
tkanka, a czasem zmaterializowany atrybut choroby. To nie oszustwo,
lecz stosowana od dawna przez Filipińczyków technika operacji z
atrybutem, która pomaga pacjentom uwierzyć w uzdrowienie i tym samym
zapobiega nawrotom choroby. Jose Segundo przyjedzie do Polski po raz
kolejny w maju 1997 roku na majowy Krakowski Festiwal Ezoteryczny
organizowany przez Centrum Kultury w Nowej Hucie.
ADAM FILIPOWICZ. "Gwiazdy Mówią" 11.1996r.
Najlepsi bioterapeuci
- Jerzy Strączyński
W
SŁABOŚCI SIŁA
Kiedy przesłuchiwałam taśmę z wywiadem
przeprowadzonym z Jerzym Strączyńskim, przyjaciółka, która akurat
wpadła na parę dni, pitrasiła coś w kuchni. Raja Joga, Światowy
Uniwersytet Duchowy Brahma Kumaris, medytacje, murli, dadi... —
płynęły słowa... Z kuchni dobiegały smakowite zapachy. Codzienność
mieszała się z egzotyką, wzniosłością, wyższymi stanami świadomości.
W momencie, kiedy mój rozmówca sprowokowany przewrotnym pytaniem
zaczął mówić o uwalnianiu się od myślowej i fizycznej negatywności,
od lęków, niepokojów i strachów, jakie trapią współczesnego homo
sapiens, zarejestrowałam, że w kuchni przestało bulgotać, pyrczeć.
Zamilkło jakby wszystko, łącznie z podśpiewywaniem mojej
przyjaciółki.
- Zrób to głośniej. Możesz? - dobiegł mnie
proszący głos.
Toteż nie zdziwiłam się, gdy powiedziała wprost,
kiedy szłam autoryzować wywiad: Zabierz mnie. Wiem, czuję to.
TEN CZŁOWIEK Ml POMOŻE
Na pewno mi pomoże! - Od dłuższego czasu cierpiała
na silną nerwicę, nie mogła się uporać z lękami...
Nawet nie zauważyłam, jak to się stało, że jogin i bioterapeuta
zarazem, przestał śledzić wraz ze mną linijki tekstu, a zaczął
rozmawiać z Wandą. Po jej twarzy płynęły strużki łez. Wycierała je
serwetką i słuchała z uwagą spokojnego, wyciszającego głosu:
- Proszę sobie wyobrazić zieleń. Las. Jodły,
sosny, świerki. Widzi pani szyszki? Wciąga pani to aromatyczne
powietrze. - Zauważyłam jak mojej przyjaciółce drgają nozdrza,
podnosi i opuszcza się klatka piersiowa, leciutko drżą przymknięte
powieki. - A teraz proszę sobie wyobrazić czyste, górskie
strumyczki. Krystaliczna woda ześlizguje się po kamieniach... Obmywa
panią Ta energia płynie. Wlewa się w panią... A teraz powolutku
proszę otworzyć oczy. Wracamy do rzeczywistości. Proszę rozejrzeć
się-po tej kawiarni. Ci ludzie dookoła nie potrafią tego co pani.
Nie mają takiej wyobraźni. A pani ma umie-jątność bardzo cenną.
Natychmiast potrafi wejść w to, o czym pomyśli. Ta wrażliwość, a
raczej nadwrażliwość, która wpływała na panią tak negatywnie, od tej
chwili będzie pani atutem.
ZE SŁABOŚCI ROBIMY SIŁĘ
To jest szalenie proste i naturalne. Korzystajmy z
tego, co mamy w sobie.
Jesteśmy częścią przyrody. Czerpiemy z tego, z czym mamy bezpośredni
kontakt. To jest najprostsza i najbardziej skuteczna metoda. Kiedy
przychodzi moment słabości, proszę sobie wyobrazić silne drzewo,
albo góry. Przenieść się tam myślami. Naładować siłą mocnych skał
czy drzewa, Podziękować i wrócić do rzeczywistości. Wiedza i
umiejętność korzystania z niej prowadzi do przezwyciężenia
negatywności. l koniecznie trzeba polubić siebie. Zaakceptować.
Wyciągnąć na wierzch jak nitka po nitce pozytywne cechy, talenty, l
z tego budować nową jakość. Proszę spojrzeć na swoje nogi! Mogłyby
śmiało konkurować z nogami Marteny Dietrich. Dziewczyno! Takie nogi
i taka wyobraźnia!
Wanda rozpromieniła się. Otrzepała jak z kropel deszczu. Uniosła
wysoko głowę i z figlarnym uśmiechem potoczyła wzrokiem po sali, a
my wróciliśmy do autoryzacji.
Udało mi się namówić Jerzego Strączyńskiego na
kolejną rozmowę. Wprosiłam się w dniu jego przyjęć w „Biopolu", by
„podpatrzeć" jak pracuje ze swymi pacjentami. Przejrzałam jego
teczkę udokumentowanych uzdrowień.
Od paru lat działa jako profesjonalny bioterapeuta. Przyjmuje raz na
dwa tygodnie
TYLKO W „BIOPOLU"
Nie chce praktykować częściej, mimo próśb i
nalegań. Uprawia jeszcze jeden zawód, ale przede wszystkim chce mieć
jak najwięcej czasu na rozwój własny. Od początku wychodził z
założenia, że najpierw trzeba pracować nad sobą dość dokładnie, a
później dopiero pomagać innym.'- Gdybym zamknął się tylko w
leczeniu, to przestałbym się rozwijać duchowo. A tego nikt inny za
mnie nie zrobi - mówi, jakby się usprawiedliwiając.
Nie specjalizuje się w leczeniu wybranych
schorzeń. Uważa bowiem, iż każda specjalizacja w jednym kierunku
rozwija, a w innych ogranicza. To normalne, że człowiek podświadomie
unika czegoś, w czym czuje się słabszy. Ale to wynika tylko ze swego
rodzaju niewiedzy. Bioterapeuci — w tym on również - nie potrafią
się znaleźć w pewnych strukturach energetycznych, jeśli chodzi o
niektóre jednostki chorobowe, stąd może mniejsze efekty. Ale
przecież nie zdarza się tak, że zawsze osiąga się pozytywne
rezultaty. Jeżeli bioterapia bywa skuteczna w 50%, jeżeli pomaga w
jakimkolwiek procencie, kiedy medycyna konwencjonalna zawodzi, to i
tak bardzo dużo.
Bioterapeuta uruchamia pewne procesy. Przede
wszystkim samoregenerujące czy też samoregulujące. Wspomaga je
energetycznie. Jeżeli jednak to uzupełnienie energii nie zostanie
przetworzone przez pacjenta, jeżeli nie zajdzie proces
współdziałania, to efekty będą krótkotrwałe. Wiadomo, że w
organizmie ludzkim są kanały energetyczne. Medycyna chińska nazwała
je przed wiekami meridianami albo południkami i dokładnie
rozrysowała. Wtedy nie wgłębiano się w struktury fizjologiczne,
nawet nie wiedziano, gdzie jakie organy się znajdują. Stosowano
natomiast działanie na poszczególne meridiany, aby uporządkować
zakłócony przepływ energii. Jeżeli organizm to przyjął, to się
wyregulował...
- No dobrze, nie daję za wygraną. - A nerwice? Jak
choćby moja przyjaciółka, która rzeczywiście doszła do siebie po tym
jednym spotkaniu i odstawiła leki psychotropowe? Zresztą przyznała
mi się, że kiedy pracowaliśmy nad tekstem o Rają Jodze, ona
intensywnie myślała: musisz mi pomóc, musisz mi pomóc!
Rzeczywiście, to było niezwykle intensywne.
WOŁANIE O RATUNEK
Musiałem na nie odpowiedzieć.
Nie pytam w jaki sposób usłyszał, dostrzegł to S.O.S. mojej
przyjaciółki, gdyż z poprzedniej rozmowy na temat jogi, rozwoju
duchowego i wyższych stanów świadomości, wynikało, że odbiera takie
sygnały czy też odczytuje ludzkie myśli tak, jak przeciętny człowiek
odbiera np. obraz telewizyjny.
Tłumaczy mi cierpliwie, że tak jak istnieje model fizyczny
człowieka, tak istnieje również jego odpowiednik, nazwijmy to
duchowy, jak jest kod genetyczny, tak samo jest kod mentalny.
Współczesny człowiek z trudem dostosowuje się do szaleńczego tempa
życia. Zostają rozchwiane jego struktury duchowe... Stąd nerwice,
kołatanie serca. Rozmaite bóle i dolegliwości mają przeważnie swoje
podłoże w sferze psychosomatycznej... Jeżeli do tego dojdzie
rozchwianie psychiczne, to nie pomoże tylko działanie na centralny
układ nerwowy. Trzeba wejść jakby na drugi poziom. W takich
przypadkach Jerzy Strączyński stosuje sposoby zbliżone do
uzdrawiania duchowego.
Często, oprócz symptomów choroby bioterapeuta może
odczuć energetycznie jakby fantom czy ducha choroby. Wyraźnie bywa
wyczuwalna energetyczna struktura lęku wewnątrz człowieka. Czasami
przybiera postać negatywnych obrazów. Powstają wówczas myślokształty
lękowe.
Zwłaszcza strach, lęk... mają swoje wyraźne
myślokształty.. Trzeba je jakby wyciągnąć lub wypchnąć z psychiki
chorego i na to miejsce
WPROWADZIĆ POZYTYWNĄ ENERGIĘ
Jeżeli jest w czymś silny, to należy to
wykorzystać, wypełnić tym, to oczyszczone miejsce.
Tu istotną rolę odgrywa rozmowa. Strączyński często stosuje elementy
hipnozy, z tym, że pacjent przez cały czas jest świadomy, nie wpada
w tak zwany sen hipnotyczny. Następuje w tym czasie oczyszczanie,
wyrzucanie negatywności i porządkowanie energii na wyższych
poziomach; w sferze astralno-mentalnej. Chory dostaje sygnał do
podświadomości i nawet jeśli tego nie rozumie czy nie dostrzega jego
świadomość, to i tak następuje pewne wyprostowanie energetyczne. To
przynosi lepsze efekty niż działanie na chory organ. Poza tym w
czasie rozmowy, pracując równocześnie na wyższych poziomach
duchowych Jerzy Strączyński wyjaśnia pacjentowi jak powinien żyć, i
jak podchodzić do stresujących go sytuacji czy ludzi.
Od roku terapeuta obserwuje, że wśród schorzeń dominują nerwice bądź
dolegliwości spowodowane stresogennymi sytuacjami. Ludzie nie radzą
sobie z naporem zdarzeń życiowych i następuje rozchwianie ich
ośrodków psychofizycznych. Większość niedomagań ma swoje podłoże w
niedostosowaniu się do sytuacji...
Pytam o choroby psychiczne. Idę dalej. Podejmuję
temat tzw. „opętań". Rozmowa na chwilę utyka. Wreszcie słyszę:
- Spotkałem się we Francji, konkretnie w Bretanii z człowiekiem,
który jest egzorcystą i zajmuje się tym, z cichym przyzwoleniem
Kościoła. Robi rzeczy podobne do egzorcyzmów. Widziałem, że w widu
przypadkach miał dobre efekty. Czy to nie wróci jednak po roku,
dwóch czy nawet pięciu, tego nie wiem. Ale byłem świadkiem udanych
działań i trudno je negować...
We Francji nasz bioterapeuta ma grono przyjaciół,
którzy organizują mu spotkania z ludźmi pragnącymi poznać, co to
jest bioterapia - w sensie teoretycznym i praktycznym. Pokazuje im
techniki bioterapeutyczne i energetyzujące. Uczy i leczy. Od paru
lat wyjeżdża tam kilka razy do roku.
W kraju prowadzi wespół z Andrzejem Lisiakiem
warszataty dla zaawansowanych bioterapeutów i pomaga chorym wracać
do zdrowia Lęki, nerwice, porażenia dziecięce i wiele, wiele
ludzkich nieszczęść i bied... Z niektórych wyzwolił swoich
podopiecznych zupełnie, z innych częściowo.
W dokumentacji są przypadki ocierające się o cud.
Ot, choćby siedmioletnia Małgosia z porażeniem dziecięcym. W czasie
akcji charytatywnej spojrzał po sali i zobaczył, że jej może pomóc,
a innym mimo najlepszych chęci, wiedzy i umiejętności - niewiele. W
czasie pierwszego zabiegu powiedział dziewczynce:
ZOSTAW KULE l PRZEJDŹ!
Dziewczynka po raz pierwszy w życiu przeszła kilka
metrów bez kuł.. Po trzech kolejnych seansach nastąpiła wyraźna
poprawa w zakresie utrzymywania pionizacji i równowagi.
Największym jednak zaskoczeniem była dla mnie
bogata dokumentacja szpitalna i poszpitalna 17 letniej dziewczyny,
która po wypadku samochodowym miała stłuczenie mózgu i pnia mózgu.
Lekarze nie dawali żadnych szans. Chora nie mówiła, nie widziała,
nie słyszała. Czasami wydawała dzikie, nie składne okrzyki. Ręce i
nogi miała przywiązane, bo gryzła je do krwi. Gorączka ponad 40°C.
Czynności nerwowe zanikły...
Wówczas wujek chorej pracujący w tym samym budynku, gdzie mieściła
się siedziba i gabinety „Biobola" zwrócił się o pomoc do Jerzego
Strączyńskiego.
Terapeuta tym razem przede wszystkim wykorzystał
znajomość technik uzdrawiania duchowego. Po pierwszym zabiegu
temperatura spadła do 38°C Co tydzień jeździł do szpitala poza
Warszawę. Po żmudnej, systematycznej pracy technikami duchowymi i
bioterapeutycznymi po dwóch miesiącach chora zaczęła wypowiadać
pierwsze słowa...
— Jeśli chory nie ma świadomości - mówi ten niezwykle skromny
człowiek, z wykształcenia historyk - to ciało duchowe znajduje się
jakby nad nim. Uzdrawianie polega wówczas na tym, aby doprowadzić do
zespolenia powiązania duszy z ciałem. Nie można jednak tego robić
wbrew woli tej duszy. Trzeba przebić się w wyższe stany świadomości
i zapytać duszę czy ona chce wrócić... Ta akurat chciała.
W dokumentacji znajduje się prócz opisów
lekarskich oświadczenie ojca dziewczyny... „po pięciu wizytach u
córki (...) nastąpiła duża poprawa. Ustąpił całkowity paraliż. (...)
Córka wykonuje proste polecenia. Nadmieniam, że lekarze w szpitalu
nie dawali żadnych nadziei na przeżycie córki. Jesteśmy serdecznie
wdzięczni za bezinteresowną opiekę panu .Strączyńskiemu."
Takich podziękowań jest wiele. Ogromna praca włożona w rozwój
duchowy pozwala Jerzemu Strączyńskiemu - zgodnie z praktyką Rają Yogi pomagać innym. Czasem jest to uwolnienie od uporczywego
nerwobólu, kamieni żółciowych bądź lęków i koszmarów, a niekiedy
dosłownie wyrwanie ze szponów śmierci.
BERENIKA OPALIŃSKA. "Moje Zdrowie" 10.1992r.
"Lista obecności uzdrowicieli"
Jerzy Strączyński
zawraca z drugiego brzegu
"Przyjechałam
do Warszawy, aby zrobić badania tarczycy. Po wykonaniu tomografii
okazało się, że mam raka płuc z przerzutami. Nie można było już
przeprowadzić operacji, chemioterapii czy naświetlań. Czułam się
źle, byłam osłabiona, miałam duszności. Kilka dni później poznałam
pana Strączyńskiego. Dzień ten zapamiętam do końca życia. Już
pierwszy przeprowadzony przez niego zabieg przyniósł mi wielką ulgę.
Kolejne pomogły mi tak, że obecnie mijają trzy miesiące od
postawienia diagnozy, a ja żyję, nie chudnę, nic mnie nie boli,
oddycham lżej. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. To wspaniały,
serdeczny człowiek."
Liliana Myca
"Mój syn Jakub ma nieprawidłową gęstość kości,
wynikiem czego jest m.in. narośl kostna na nodze. Na przełomie 1995
i 1996 roku wiele razy spotykaliśmy się z panem Strączyńskim. Na
jesieni 1996 roku po dwukrotnym prześwietleniu stwierdzono, że
narośl się zmniejszyła, poprawie uległa też gęstość układu kostnego.
Dziecko po spotkaniach z panem Strączyńskim wyraźnie się wyciszyło
(przedtem było znerwicowane, nadpobudliwe) i zaczęto się lepiej
uczyć."
Grażyna
To wybrane na chybił trafił wpisy do książki podziękowań w
warszawskim Zakładzie Doskonalenia Zawodowego, gdzie Jerzy
Strączyński prowadzi kursy bioterapii oraz przyjmuje chorych. Przez
dłuższy czas towarzyszył mu sceptyczny lekarz medycyny, Sławomir
Kościuk.
- Dlaczego zainteresował się pan bioterapią? -spytałam młodego
lekarza.
- Chciałem udowodnić, że to oszustwo, Moi rodzice, którzy
przychodzili do Jerzego Strączyńskiego, przekonywali mnie, świeżo
upieczonego lekarza, że tam, gdzie nie pomogły leki, zadziałała
skutecznie bioenergia. Pukałem się w czoło, ale ponieważ mam
rozszczep kręgosłupa i ból dokuczał mi bez przerwy, dałem się matce
zaprowadzić do uzdrowiciela. Po pierwszym seansie poczułem ogromną
ulgę, a potem... przez wiele miesięcy pomagałem Strączyńskiemu jako
lekarz towarzyszący.
Teraz
wysyłam do niego moich pacjentów z pogotowia, zwłaszcza tych z bólami reumatycznymi, ze zwyrodnieniami kręgosłupa. Sam też
skończyłem kurs bioterapii, co zupełnie zmieniło moje życie. Zawsze
zdumiewało mnie tzw., zdejmowanie bólu, zwłaszcza w przypadku
starszych osób, które właściwie wszystko już boli. Bioterapia w
wykonaniu osób o rzeczywistych predyspozycjach i dobrym
przygotowaniu może doskonale wspierać medycynę, Najbardziej
zaskoczył mnie przypadek kobiety chorej na astmę. Przez 25 lat
nie miała odruchu kaszlowego, i a po 5 minutach oddziaływania
Jerzego Strączyńskiego zaczęła normalnie kaszleć.
Obserwowałem, analizowałem badania, które dowodziły, że po
oddziaływaniu bioterapeutycznym znikały mięśniaki, guzki w
piersiach, cysty, mijało moczenie nocne, kłopoty z koncentracją,
nerwice. Po raz pierwszy też zetknąłem się z czymś, co można w
dużym uproszczeniu nazwać egzorcyzmami, Do Jerzego Strączyńskiego
przyszła kobieta, która twierdziła, że od dwóch lat ma kamień w
brzuchu. Na ręku miała skórzany rzemyk, który podarował jej osobisty
guru. Kiedy Jerzy Strączyński zaczął z nią pracować, rzucała się,
wykrzywiała twarz, wrzeszczała. Po kilku minutach ucichła, uspokoiła
się, a na pożegnanie rozstała się z owym rzemykiem i oznajmiła, że
nie czuje już żadnego kamienia w brzuchu,
Takich przypadków Jerzy Strączyński miał sporo. Wiele razy
uwalniał dorosłych i dzieci od obcych bytów. Sama miałam okazję
obserwować jego działania uwalniające w czasie głośnego incydentu w
szpitalu czerniakowskim parę lat temu.
Bioenergoterapeuta widzi rozmaite sytuacje i obrazy przy osobie,
która się do niego zgłasza po pomoc, nieraz zaskakuje ludzi
informacjami o stanie zdrowia ich bliskich czy o kłopotach
rodzinnych.
Na przykład przychodzi do niego kobieta zupełnie wyczerpana, u
schyłku życia. Ciągle boli ją serce, nie ma na nic siły, a bioterapeuta widzi, że to mąż „karmi się" jej energią. Uzdrowiciel
bardzo delikatnie proponuje, aby przyprowadziła do niego swojego
męża, podpowiada, jak mu pomóc, a siebie chronić. Bywa tez, że
energią żywych posilają się umarli. Pewna pani po śmierci męża
marniała z dnia na dzień, robiła się coraz słabsza, chociaż
obiektywnej przyczyny takiego stanu rzeczy nie było. Potem okazało
się, że zmarły maż „bywa w domu". Żona czasem go słyszy, czasem
widzi, i w tym przypadku udało się pomóc.
Jerzy
Strączyński każdy przypadek traktuje z jednakową uwagą. Czy to
będzie dziecko, które się zacina, moczy lub cierpi na silną nerwicę,
czy staruszka, której "ból chodzi po kościach", czy narkoman, który
oznajmia od progu, że „jest linią prostą" i nie powie więcej ani
słowa, czy dziewczyna cierpiąca na anoreksję, która po 4 wizytach
zaczęła jeść.
Pan Jurek lubi pracować z dziećmi.
Według mnie największym sukcesem bioenergoterapeuty było
uzdrowienie siedemnastoletniej Kasi, która po wypadku samochodowym
miała stłuczenie mózgu i pnia mózgu. Dziewczynka nie
widziała, nie słyszała, nie mówiła. Po dwóch miesiącach żmudnej
pracy Strączyńskiego (raz w tygodniu jeździł pod Siedlce), po użyciu
technik duchowych i bioterapeutycznych dziewczyna zaczęta wypowiadać
pierwsze słowa. Dzisiaj, chociaż korzysta z wózka inwalidzkiego,
Katarzyna potrafi się śmiać, pisać. Słucha radia. Myśli o
dokończeniu zaocznie szkoły średniej i jest bardzo dumna z tego, że
potrafi się poruszać bez pomocy innych, a nawet opracowała własną
technikę przemieszczania się po domu. Kiedy złożyłam jej wizytę,
trudno mi było uwierzyć, że to ta sama osoba, której dokumentację
szpitalną miałam kiedyś w rękach. Lekarze nie dawali jej szans na
przeżycie.
ANNA GŁOGOWSKA. "Gwiazdy Mówią" 05.1998r.
Medycyna Energetyczna
Zakład Doskonalenia Zawodowego nie przypadkowo znalazł sobie
siedzibę w sąsiedztwie uroczego Starego Miasta w Warszawie. Właśnie
tam, w atmosferze zadumy nad przemijaniem znajduje się gabinet
bioterapii, gdzie przyjmuje chorych i kształci przyszłe kadry
medycyny niekonwencjonalnej wyjątkowy uzdrowiciel i pedagog, Jerzy
Strączyński.
Legendarny terapeuta - zgodnie z opinią lekarzy i pacjentów -
jest nie tylko bardzo skuteczny, ale również ciepły, życzliwy i
uczynny. Wielokrotnie pomaga ludziom bez żadnych opłat. Czasami
dojeżdża do szpitala lub domu chorego, a osoby z zagranicy lub
przybywające z daleka przyjmuje u siebie w domu. Dla wszystkich ma
zawsze dużo czasu. Porozmawia, wesprze, doradzi. Spotkanie trwa
często nawet pół godziny, dzięki czemu nikt nie odnosi wrażenia, że
znalazł się na taśmie produkcyjnej. Pogodne usposobienie mistrza,
spokojny rytm pracy i płynność ruchów jego rąk, jakby muskających z
daleka ciało pacjenta świadczą o wielkiej biegłości i doświadczeniu
w tym zawodzie.
- To zastanawiające - mówi lekarz medycyny Sławomir Kościuk,
który prawie dwa lata asystował przy jego zabiegach.
- Chorzy ludzie zawsze wychodzili z jego gabinetu mniej udręczeni
chorobą, bardziej radośni i podniesieni na duchu. Teoretycznie,
miałem go wspierać -wspomina lekarz - ale w praktyce często
przecierałem ze zdumienia oczy, będąc świadkiem niezwykłych
uzdrowień. Nie, nikomu nie odrastały kończyny, ale widziałem
pacjentkę, która strasznie cierpiała od 20 lat. Od dziecka nie
potrafiła kaszleć, na skutek czego każda infekcja stanowiła poważny
problem. Medycyna akademicka, którą i ja reprezentuję, była
bezradna. A tu, po minutowym zabiegu, zaczęła kaszleć. Naturalne
prawa fizjologii zostały przywrócone. Inny przykład. Wobec zaburzeń
błędnika medycyna akademicka jest przeważnie bezsilna, a jednorazowy
zabieg pana Strączyńskiego przywrócił jego prawidłowe
funkcjonowanie. Opóźnienia w rozwoju mowy u dzieci, zaburzenia
miesiączki, mięśniaki, torbiele, typowe dolegliwości bólowe (stawy,
reumatyzm, migreny), nerwice i stany lękowe ustępowały bez śladu.
Takie są fakty, a z faktami trudno dyskutować, chociaż wiedza, jaką
wyniosłem ze studiów, nie daje racjonalnego wytłumaczenia tego
zjawiska. Szkoda.
- Wykształcony bioterapeuta doskonale rozumie, czym jest
komplementarność w medycynie - on zawsze traktuje swoje zabiegi jako
metody wspomagające medycynę akademicką. Dba, aby jego pacjenci nic
rezygnowali z tradycyjnych metod diagnozy i terapii, które ja
przecież reprezentowałem. Jego umiejętność współpracy z lekarzem
oraz znajomość medycyny akademickiej i medycyny naturalnej Dalekiego
Wschodu mile mnie zaskoczyła. Wszystko stało się jasne, kiedy
dowiedziałem się, że jest wykładowcą „medycyny naturalnej" w Wyższej
Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy - wspomina okres swojej współpracy
doktor Sławomir Kościuk. - I jeszcze jedna bardzo istotna rzecz:
posiada dobrze udokumentowane wyniki badań i potwierdzony medycznie
opis przypadków swoich uzdrowień.
Jerzy Strączyński w pracy posługuje się wieloma technikami z
zakresu energetyki, healingu duchowego, psychoterapii i niektórych
technik manualnych. - Właściwie kojarząc metody osiąga się lepszy
rezultat - cierpliwie tłumaczy pacjentom. Chce w ten sposób jeszcze
bardziej uaktywniać system samoobrony chorego.
Potrafi sam zlokalizować zaburzenia energetyczne chorego i wybrać
skuteczną terapię. Dzieli ja na dwie fazy: wstępna obejmuje diagnozę
energetyczną, uśmierzenie dolegliwości i zablokowanie dalszego
rozwoju choroby. Faza terapii zasadniczej to dotarcie do źródła
choroby i jej usunięcie. Trzeba wówczas pracować na subtelnych
planach energii aury lub planach duchowych bytu człowieka. Ma to
miejsce wówczas, gdy mówimy o podłożu „karmicznym". - Często - mówi
Strączyński - przyczyna wielu dolegliwości tkwi w naszej psychice, w
naszych uwarunkowaniach, emocjach, najogólniej - psychosomatyce. W
czasie wizualizacji widać, w jakich stresach lub długotrwałych
emocjach przebywał człowiek.
Zabiegi Jerzego Strączyńskiego zasadniczo różnią się od znanych
standardów bioterapii. Rzadko dotyka chorego miejsca. Przeważnie
oddziaływuje z pewnej odległości, a jednak pacjenci dokładnie
odczuwają przepływ energii z jego rąk, która bez przeszkód penetruje
ich ciała, dochodząc do miejsc wymagających energetycznego wsparcia.
Często wystarcza spojrzenie - w czasie „leczenia wzrokiem".
Pozornie, przypomina to klasyczne rzucanie uroków - na podobne
skojarzenie uśmiechnął się pogodnie i odparł, że od pewnego czasu
oddziaływuje wyłącznie na poziomie mentalnym, w obszarze tzw.
fantomowym, gdzie organy, narządy i fizjologia właśnie taki mają
wymiar. Czasami jest to jedyna skuteczna metoda, a ponadto można ją
stosować na odległość.
W rejestrze spisów jego wdzięcznych pacjentów znalazłem wiele
potwierdzeń udanych oddziaływań na odległość.
- Wielu moich pacjentów mieszka w odległych miejscowościach, inni
za granicą, dlatego nie zawsze mogą przyjechać. Dzwonią, a ja im
pomagam - mówi uśmiechając się.
Jeszcze raz sięgam do rejestru uzdrowień, aby wybrać ciekawsze
przypadki. Dwa bardzo podobne: 17-letnia dziewczyna i 32-Ietni
mężczyzna. Szpital w Łukowie i w Siedlacach. Oboje po wypadku
samochodowym. Nieprzytomni z podejrzeniem stłuczenia pnia mózgu.
Lekarze dawali minimalne szanse przeżycia. Po paru wizytach pana
Strączyńskiego w szpitalu odzyskali świadomość, mowę i pamięć.
Pani Anna S. z Legnicy cierpiąca od 2 lat na nieustanny bardzo
silny ból głowy. Lekarze byli bezradni, drobiazgowe badania niczego
nie wskazywały. Jak sama pisze, wyszła z gabinetu z uczuciem, „jakby
czegoś mi brakowało", bez najmniejszego bólu.
Pani Ewa S. z Warszawy zgłosiła się z 4-miesięczną córeczką,
która od 2. miesiąca życia nie mogła się wypróżnić. Leczenie
farmakologiczne i pobyt w szpitalu nie dał efektu. Groziła
natychmiastowa operacja. Po trzech wizytach dolegliwości minęły.
Starsza pani, której zniknęły torbielaki, a planowana operacja
kręgosłupa nie odbyła się, gdyż niedowład nogi ustąpił.
Popularna piosenkarka, gwiazda polskiej estrady strasznie
cierpiała, na skutek wstawienia w Szwecji porcelanowych implantów.
Łykane garściami proszki przeciwbólowe doprowadziły ją do ciężkiej
nerwicy i kuracji w Klinice Nerwic. Tam dowiedziała się o
uzdrowicielu, który wyprowadził na prostą wielu nieszczęśników, a
był nim pan Strączyński. Przyszła na wizytę bez większych nadziei.
Po kilku zabiegach dolegliwości ustąpiły, nerwica także. W tym
przypadku stosowana była łagodna hipnoterapia.
Podobnych, spektakularnych przypadków jest wiele w dorobku
Jerzego Strączyńskiego. Nie sposób ich nawet wymienić.
Jak sam mówi, lubi pracować z dziećmi i młodzieżą, i to z
wzajemnością. Nerwice i nadpobudliwość dzieci i dorosłych, to jego
specjalność. Wówczas posługuje się psychoterapią, często
wprowadzając pacjentów w stan odprężenia i głębokiego relaksu.
Bardzo dobrze radzi sobie z bólami migrenowymi, reumatycznymi,
kręgosłupa, stanami zapalnymi, pomaga przy wszelkiego typu
schorzeniach. Ma przy tym świadomość i mówi to swoim pacjentom, że
bioterapia nie jest w stanie zawsze i wszystkim pomóc.
Wieloletnie rozmyślania, medytacje i obserwacje umożliwiły mu
stworzenie własnej filozofii zdrowia i choroby, jak również
uzdrawiania. To, co robi, stara się określić mianem medycyny
energetycznej i jest propagatorem wprowadzenia tego pojęcia w obieg
naukowy.
Kiedy pytam o początki jego działania, uśmiecha się i mówi: -
Miałem wiele szczęścia spotykając na swej drodze, w połowie lat
80-tych, Andrzeja Lisiaka, doskonałego uzdrowiciela i jogina. To on
przez wiele lat wprowadzał mnie w tajniki bioterapii, energii i
subtelny świat duchowy. Moje dwukrotne pobyty w hinduskich aśramach
bez jego pomocy nie byłyby możliwe. Udzielił mi nieocenionego
wsparcia. Wiele się od niego nauczyłem.
- W tym czasie robiłem doktorat z historii sztuki u prof. Świechowskiego na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej.
Po namyśle wybrałem jednak „wiedzę tajemną" skłaniając się bardziej
w kierunku zagłębiania zagadnień ezoterycznych, filozofii Dalekiego
Wschodu, medycyny naturalnej i energetycznej. Później współtworzyłem PSB „BIOPOL” w Warszawie i przez wiele lal pełniłem funkcję V-ce
Prezesa Zarządu. Poznałem tam wielu wybitnych bioterapeutów, uczyłem
się dalej, ale też prowadziłem kursy bioterapii.
W „Biopolu" wyróżniono mnie tytułem „Bioterapeuty
Dyplomowanego". Poddałem się z pomyślnym skutkiem weryfikacji w zakresie bioterapii w Izbie Rzemieślniczej w Krakowie. Obecnie
działam w „Polskim Zrzeszeniu Bioterapeutów Dyplomowanych", pełniąc
funkcję V-ce Przewodniczącego Zarządu.
Od wielu lat Jerzy Strączyński prowadzi kursy bioterapii w
Warszawie i Krakowie. Cieszą się bardzo dobrą renomą i wielką
popularnością. Jak twierdzą jego słuchacze, program zajęć obejmuje
nie tylko bioterapię, ale również wiadomości z zakresu psychologii,
starożytnych systemów filozoficzno-religijnych, technik
medytacyjnych, relaksację oraz wiele godzin zajęć praktycznych.
Gościem jego kursu w Krakowie był sam Jose Segundo.
Jego przygotowanie zawodowe wyniesione z pracy ze studentami na
uczelni, daje wyjątkowe możliwości kształcenia w tym trudnym
zawodzie. Swoją wiedzę i zdobyte umiejętności przekazuje prowadząc
zajęcia z technik medytacyjno-jogistycznych.
Jest autorem wielu artykułów z zakresu bioterapii, propagując
filozofię Dalekiego Wschodu, szczególnie buddyzmu tybetańskiego. Sam
praktykuje jeden z jego nurtów, a za swojego nauczyciela uważa
tybetańskiego mistrza Dzogczen - Tenzina Wangyala Rimpocze.
Kiedy zapytałem, skąd taka fascynacja Tybetem, odparł krótko: -
To nie fascynacja. Fascynacja skończyła się w 1993 roku, kiedy przez
parę dni uczestniczyłem w obsłudze wizyty Jego Świątobliwości XIV Dalaj Lamy. Moje wahania i wątpliwości rozpłynęły się. Ta wiedza
prowadzi do urzeczywistnienia i pełnej realizacji. Jednak - dodaje
po namyśle - niewłaściwe jej rozumienie przez wielu młodych ludzi
może doprowadzić do niepotrzebnej straty dorobku kultury, nauki, i
myśli cywilizacji zachodnio-europejskiej. Dla mnie ten dorobek
stanowi trwałą wartość. Ja go szanuję i w pełni korzystam z jego
doświadczeń. Tak samo odnoszę się do dorobku myśli i religii
chrześcijańskiej, jako dobra wspólnego całej ludzkości. Po
przeciwnej stronie stoi fanatyzm, wyobcowanie, sekciarstwo i brak
tolerancji.
Jerzy Strączyński jest zapraszany z odczytami na wszystkie
ważniejsze festiwale ezoteryczne w Polsce. Jego prelekcje i pokazy
zdobyły mu grono wiernych słuchaczy i przyjaciół. Występuje w
audycjach radiowych i telewizyjnych, umiejętnie propagując zalety
bioterapii. Wprowadza słuchaczy w arkana medycyny naturalnej czy też
założenia medycyny holistycznej.
Od wielu lat dużą popularnością cieszą się jego wystąpienia na
festiwalu „Czwartego Wymiaru" w Krakowie. Największa sala estradowa
zawsze jest pełna w czasie jego pokazów i prelekcji.
Październikowy numer „Uzdrawiacza" docenił jego dorobek,
zamieszczając duży artykuł na pierwszej stronie o jego wystąpieniu
na temat wyższych poziomów energetycznych i uzdrawianiu duchowym.
Został zaliczony do jednego z ważniejszych gości festiwalu.
„Uzdrawiacz" umieścił go również w ścisłej czołówce swojej listy
rankingowej najlepszych uzdrowicieli.
Edward Ozga-Michalski - redaktor naczelny „Mojego Zdrowia", z
którym pan Strączyński przez pewien czas współpracował, wyraził
opinie:
- Nasze pismo jest wydawane na przełomie wieków, co niejako
predestynuje je do wkroczenia w III Tysiąclecie. Sięgnięcie do
niekonwencjonalnych metod leczniczych jest, naszym zdaniem, ze
wszech miar uzasadnione, gdyż medycyna akademicka ogranicza się
wyłącznie do choroby, sprowadzając człowieka do roli przedmiotu.
Konsekwencją, zapewne niezamierzoną, jest dehumanizacja medycyny.
Pan Jerzy Strączyński jest jednym z najwyżej cenionych autorytetów,
bazującym na wielowiekowych doświadczeniach medycyny Wschodu, gdzie
człowiek jest postrzegany jako całość, a nie wyłącznie jednostka
chorobowa. Nie jesteśmy odkrywczy. Na Zachodzie od lat bioterapeuci
nie tylko współpracują z lekarzami, ale wymieniając doświadczenia
wzbogacają wachlarz medycyny akademickiej o wiedze orientalnych
mistrzów, stymulując się zarazem do wprowadzenia nowatorskich
rozwiązań.
Zapytałem go na koniec, jak widzi przyszłość bioterapii w Polsce?
- Nasze środowisko czeka jeszcze sporo pracy, i to zespołowej.
Wybujałe ambicje jednostek, nawet tych najbardziej zasłużonych, mogą
być przeszkodą w konsolidacji środowiska, Pilną potrzebą jest
wypracowanie modelu roli zawodowej, jak i próba określenia, czym
jest samo zjawisko bioterapii. Inną sprawą jest niekontrolowany,
żywiołowy rozwój tzw. paramedycyny i pewnej odpowiedzialności
związanej z prawidłowym wykonywaniem zawodu bioterapeuty, etyka
zawodowa, stosunek do środowiska świata nauki i medycyny, czy
wreszcie, sprawa rozwinięcia pewnych form umożliwiających nasze
dokształcenie, uzupełnienie wiedzy - po prostu, ciągłe podnoszenie
kwalifikacji. To są problemy, którym trzeba sprostać i część naszego
środowiska to już rozumie. Myślę, że jeśli pojawią się trudności, to
będą przejściowe. Bioterapia jest faktem społecznym, a jej
skuteczność już nie budzi takich emocji nawet w środowisku
lekarskim. Bardzo obiecująco widzę przyszłość bioterapii, nie tylko
w Polsce, ale i na świecie.
Rozmawiat: Krzysztof Pietraszkiewicz. "Czwarty Wymiar"
04.1998r.
"WĘDRUJĄCY UMYSŁ"
-
fenomen ludzkiej psyche
Na przełomie czerwca i lipca
zbulwersowała opinię publiczną informacja, powtórzona I opisana w
"Gazecie Wyborczej" (2 i 5 lipiec "Nawiedzony Szpital") o zjawiskach
paranormalnych w jednym z warszawskich szpitali.
Na szpitalnym
oddziale przemieszczały się w powietrzu łyżeczki, fiolki, fruwały
plastry, ampułki i kieliszki. Pojawiały się one niespodziewanie,
materializując się, by następnie z hukiem rozbić w powietrzu lub o
podłogę. Czasami rozbite dematerializowały się na powrót. Włączały
się alarmy pomp infuzyjnych, migotało światło, przedmioty
przemieszczały się, nawet te osobiste, personelu medycznego. Torby i
torebki nawet zamknięte przestawiane były w inne miejsce i pozostawiane otwarte, jakby je ktoś przeglądał. Personel szpitalnego
oddziału był mocno poirytowany tymi nadzwyczajnymi zjawiskami, tym
bardziej, że z powątpiewaniem przyjmowano do wiadomości realność
tych zjawisk.
Miały też miejsce sytuacje bardzo śmieszne, kiedy
np. wątpiącemu lekarzowi z innego oddziału nagle rozpryskiwała się
przed oczami ampułka lub materializowała łyżeczka. Taka właśnie
łyżeczka jest w posiadaniu jednego z wątpiących chirurgów.
Te
niewytłumaczalne na pozór zjawiska, pojawiły się na szpitalnym
oddzialę w piątek 18.06.1993 r. Dziennikarze "Gazety Wyborczej" nie
wyjaśnili przyczyn ani charakteru opisanych zjawisk. Z podtekstu
można było domniemywać, że może tu chodzić o jakiś najazd duchów.
Poniekąd potwierdzała to jakby wypowiedź księdza wyświecającego
nawiedzony oddział (acz bezskutecznie), o "duszy domagającej się
modlitwy".
Ponieważ obserwowałem i w niektórych zdarzeniach uczestniczyłem
osobiście oraz w tych późniejszych nie opisanych w "Wyborczej", a
wraz ze mną p. Rena Marciniak i p. Wanda Ejsmond - Ślusarczyk,
postaram się wyjaśnić cel naszego tam pobytu i sposoby działania.
Informację o tych niepokojących zjawiskach otrzymałem przed
doniesieniami "Gazety Wyborczej". Zadzwoniła do mnie, do domu ze
szpitala pielęgniarka oddziałowa z prośbą o przyjazd i pomoc, gdyż
zjawiska te dezorganizowały w pewnym stopniu pracę oddziału.
Szybko ustaliliśmy, że występują one regularnie w piątki od godz. 23
do rana. Dlatego zaproponowałem swój przyjazd właśnie w piątek,
mając nadzieję, że cykliczność tych zjawisk zostanie utrzymana.
Kiedy przypadkowo spotkałem się z p. Reną Marciniak, pisarką i
dziennikarką, profesjonalnie badającą również tego typu zjawiska,
zaproponowałem Jej, by udała się razem ze mną do szpitala.
Zasugerowała, żeby pojechała jeszcze z nami p. W, Ejsmond -
Ślusarczyk zajmująca się również tą dziedziną.
Zjawiliśmy się tam
wcześniej by rozpoznać teren: zbadać różnice poziomów energetycznych
wewnątrz pomieszczeń i zapamiętać wibracje poszczególnych osób
oddziału szpitalnego. Te wstępne czynności rozpoznania
energetycznego są bardzo ważne, by ustalić, kto lub, co generuje
zjawiska paranormalne.
Oczywiście przy tego typu ustaleniach nie
używa się żadnych różdżek, wahadełek, czy innych magicznych
przedmiotów. Jedynym, najlepszym instrumentem pomiarowym jest ludzki
odpowiednio wyszkolony i czuły na wibracje umysł, tak by potrafił
odebrać najsubtelniejsze energie, a kiedy trzeba zwizualizować je
czy też nawiązać z nimi kontakt. W profesjonalnym podejściu do tych
zjawisk konieczna jest. metodyka postępowania i wręcz żelazna
konsekwencja. Jednym z jej elementów Jest świadomość, by
uczestniczyć w tego typu zjawiskach tylko wtedy, kiedy wiemy, że
potrafimy mieć realny, pozytywny wpływ na nie. Nie można natomiast
dopuścić do tego, aby stać się elementem tych zdarzeń, gdyż można
dostać się wtedy pod wpływ potężnych sił, zwanych na Dalekim
Wschodzie siłami karmicznymi. Trzeba być w tej materii bardzo
konsekwentnym. Rozwaga ma tutaj pierwszeństwo przed odwagą.
Kiedy
do szpitala dotarliśmy po 21, oznajmiono nam, że miało już miejsce
pewne dziwne zjawisko. Ustaliliśmy, że te niepokojące zdarzenia po
raz pierwszy wystąpiły w pokoju lekarskim na końcu korytarza. Kiedy
weszliśmy tam rozpoznaliśmy zjawisko związane z tzw. wędrującą
świadomą energią.
"Energia" ta reagowała na celowo projektowany
przeze mnie model myślenia, w sposób w jaki reaguje tylko ludzki
umysł, błądzący jakby to określono w buddyźmie tybetańskim w
"bar-do", w sanskrycie antarabhawa, czyli "przestrzeń pośrednia",
"sytuacja graniczna" czy też "międzybyt".
Ten stan umysłu
wędrującego "w przestrzeni pośredniej" dokładnie rozpoznali i
opisali m. in. myśliciele buddyjscy ze szkół Jogaczara i Madhjamika,
wypracowując nadto teorię "pustki ontologicznej" opartej o genialną
koncepcję Buddy "uzależnionego powstawania". Przyjęliśmy więc
hipotezę, że ta wędrująca energia może emanować od pacjenta.
Po
wyjściu na korytarz, razem z asystującą nam lekarką, odnieśliśmy
wrażenie, że coś nas obserwuje, że z tym "czymś" się mijamy, że to
"coś" ma cechy umysłu ludzkiego czy też świadomości. W pewnym
momencie ta obserwująca nas uważnie "świadomość" zorientowała się,
że została przez nas dostrzeżona i wycofała się natychmiast.
Poprosiliśmy o możliwość spokojnego zastanowienia się w osobnym
pomieszczeniu, by nie dzielić się uwagami z pogranicza zjawisk
ezoterycznych i nie wywoływać niepotrzebnych emocji. Tam ustaliliśmy
dalszy sposób postępowania. Ponieważ każde z nas zapamiętało tę
"energię", przeto uznaliśmy, że jak po nitce do kłębka powinna ona
doprowadzić nas do właściwej osoby.
Religie czy też nauki
ezoteryczne określają taką wędrującą energię duchem. W naszym
rozumieniu była to energia psychiczna związana z umysłem człowieka.
Jest ona równie rzeczywista jak ciało ludzkie. Wprawdzie nie można
jej dotknąć czy zmierzyć, ale można ją jednak obserwować lub
bezpośrednio doświadczać. Nasze "Ja" przynależy do sfery świadomości
i nieświadomości i w nich obu potrafi się poruszać.
Nieświadomość jest tą starszą, można powiedzieć archaiczną strukturą
ludzkiej psyche. W niej mieszczą się treści wyparte ze świadomości,
zapomniane, nieprzyjemne oraz archetypy, symbole i Idee wierzeń
religijnych. W nieświadomości mieszczą się nasze determinanty, czy
też "osady karmiczne" oraz "zalążki" przyszłych zdarzeń, np. świat
marzeń sennych czy też świat fantazji to doznania dochodzące do nas
ze sfery psychicznej zwanej nieświadomością.
Można postawić hipotezę, że człowiek żyje i realizuje się w
przynajmniej dwu planach, czy też rzeczywistościach
czasoprzestrzennych. Pierwszy plan to świat realny, fizyczny,
postrzegany i doświadczany przez nasze zmysły, umysł i świadomość,
którego plan kończy się wraz ze śmiercią.
Drugi plan to świat zjawisk psychicznych związanych z naszym
obszarem nieświadomości, do którego nasze ego ma dostęp, to obszar
naszej jaźni w której wg religii realizuje się byt duchowy
człowieka. To plan, który istnieje także po śmierci. Niewątpliwie
oba te plany stanowią jedność i wzajemnie na siebie oddziaływają.
Poprosiliśmy o zgodę na dyskretne przyjrzenie się pacjentom, W
jedne] z sal zaobserwowaliśmy generowanie przedziwnych fal
energetycznych przez chorego leżącego pod oknem. Kiedy podeszliśmy
bliżej, nie mieliśmy już żadnych wątpliwości. Co prawda w tym czasie
chory akurat leżał bez przytomności, lecz byliśmy przekonani, że to
on generuje te zjawiska. Obserwując jego aurę, dostrzegliśmy jej
ubytki w miejscu związanym z nieświadomością oraz ze świadomym ja.
Lekarze potwierdzili, że chory znajduje się w takim stanie od
dłuższego czasu, ponieważ w wyniku ciężkiego zatrucia nastąpiło
zapalenie opon mózgowych i wylew podpajęczynowy.
Do podobnych
wniosków, ale przy pomocy zupełnie innych metod doszedł p. Marek
Rymuszko, który wespół z p. Anią Ostrzycką i. "Nieznanego Świata",
obserwował te zjawiska.
Skoro już zlokalizowaliśmy naszego
"ducha", który okazał się nie być duchem, należało zrobić coś, co
zespoliłoby z ciałem te rozsypane sfery psyche chorego oraz włączyło
w ten proces jego świadome ja.
Nie widzę potrzeby opisywania tutaj technik mentalnych, przy pomocy
których udaje się czasami osiągnąć pożądany rezultat. W każdym razie
końcowym efektem bywa gwałtowne przywrócenie świadomości i
skierowanie "ja" chorego ku światu fizycznemu, o ile oczywiście mózg
nie jest zbytnio uszkodzony
Tak też stało się i w tym przypadku.
Kiedy udało mi się "zespolić" jego psyche, oraz "ja ", koleżanki
zaobserwowały nagły powrót jego aury, zintensyfikowanie jej kolorów
oraz silne wibracje. Chory otworzył wolno oczy i normalnym głosem
zapytał: "Co się stało? Gdzie je jestem?" Taką reakcją była
zaskoczona asystująca nam pielęgniarka, po chwili chory zmęczony
rozmową usnął. Jeszcze dwa razy przelatywały kieliszki i ampułki,
tłukąc się w powietrzu, stwierdzono poodkręcane kurki w kuchence
gazowej i zapanował spokój. O godzinie 2 rano opuściliśmy szpital.
Okazało się, że o godzinie 5 rano zjawiska się powtórzyły. Pacjent
znajdując się jakby w dwóch rzeczywistościach, przepowiadał z dużym
wyprzedzeniem czasowym przebieg mających nastąpić zjawisk
paranormalnych. Opisał tę drugą rzeczywistość, w której przebywało
jego drugie "ciało umysłowe", czy też jak wolą inni - jego dusza.
Opowiadał o reinkarnacji, o swych poprzednich wcieleniach, rozpoznał
niektóre osoby z personelu jako te, z którymi miał związek w poprzednim wcieleniu. Na koniec zapowiedział, że tym razem zjawiska
te powtórzą się ze zdwojoną siłą nie w piątek jak zwykle, ale już w
środę 7 lipca. Miałem jednak wrażenie, że im szybciej będzie wracał
do zdrowia, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo nawrotu tych
zjawisk, zwłaszcza, kiedy lekarze stwierdzili w poniedziałek, że
zadziwiająco szybko zregenerowała się jego trzustka i wątroba. Moje
przypuszczenia potwierdziły się.
Jeszcze bardziej uspokoiło
sytuację przeniesienie chorego w poniedziałek po południu na inny
oddział. Jednak nie odbyło się to całkiem spokojnie. Pękło parę
ampułek, tym razem nad głową pielęgniarki oddziałowej rozprysnęła
się ampułka z glukozą, a przez korytarz przemknął samotnie, acz
majestatycznie plaster opatrunkowy.
Kiedy w środę wieczorem 7
lipca przyjechałem do szpitala, było cicho i spokojnie. Szybko
wróciłem do domu, gdyż sytuacja w szpitalu wróciła do normy. Muszę
przyznać, że jestem pełen podziwu i szacunku do lekarzy i personelu
szpitalnego, który pracując w tak napiętej atmosferze psychicznej,
radził sobie znakomicie, zachowując trzeźwość oceny sytuacji,
zgodnie z paradygmatem współczesnej wiedzy medycznej. Życzliwie i ze
zrozumieniem współpracował także z nami.
Spróbujmy Jeszcze pokusić
się o wyjaśnienie niektórych zjawisk. Otóż skąd np. brały się (
materializowały) łyżeczki, kieliszki, nie należące do wyposażenia
szpitalnego ani chorych. Trzeba założyć, że chory egzystował jakby
równocześnie w dwóch dla niego realnych światach, w naszym świecie
realnym i w tym drugim (duchowym) międzybycie (przestrzeni
pośredniej).
W tej drugiej rzeczywistości, zdarzenia, osoby, przedmioty, mają
swoją realność tylko psychiczną (duchową). Tą „drugą rzeczywistość"
można poniekąd przyrównać do rzeczywistości marzeń sennych.
Funkcjonują tam wszystkie przedmioty z naszego życia realnego oraz
my sami w podobny sposób. Z tamtej więc, drugiej czasoprzestrzeni
psychicznej naszego chorego, pochodzą te łyżeczki i kieliszki.
Nagły silny impuls energetyczny, czy też bodziec psychiczny (silna
wola życia) lub stan zagrożenia (strach), powodował gwałtowny powrót
do rzeczywistości pierwszej, tej realnej, zaś przedmioty, które np.
nasz chory trzymał w ręku tylko na płaszczyźnie mentalnej,
materializowały się w naszej rzeczywistości Jako konkretne
przedmioty.
W innym zaś przypadku wędrująca po szpitalu świadomość
chorego, przy pomocy swej energii psychicznej poruszała przedmioty,
plastry opatrunkowe, fiolki itd., manifestując w ten sposób swoją
obecność, czy też chęć powrotu do zdrowia i ciała. Być może
prowokowała w ten sposób do innego pozanaukowego działania i być
może otrzymała takie wsparcie także od nas ludzi, którzy wiedzą może
nieco więcej o tych zjawiskach, o ich istocie i prawach, które nimi
rządzą.
Nie ukrywam, że było nam przyjemnie, kiedy na adres
Polskiego Stowarzyszenia Bioterapeutów "BIOPOL" w Warszawie
otrzymaliśmy telefoniczne podziękowanie ze szpitala za naszą pracę.
Już na zakończenie chciałbym podziękować Pani W. Ejsmond -
Ślusarczyk oraz Pani Renie Marciniak; obie Panie były niezastąpione,
a nasza praca i współpraca przebiegała sprawnie, a przede wszystkim
skutecznie.
Jerzy Strączyński. "Materiały z konferencji
Parapsychologów '94" Polskie Towarzystwo Psychotroniczne Kielce 1994
MAGIA UZDRAWIAJĄCYCH RĄK
cz. I
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 08.20004
Ludzkie ręce, szczególnie dłonie i
palce to chyba najcenniejszy dar dający możliwość najgłębszego
wyrażania siebie, swoich emocji, uczuć i pragnień, jakimi dysponuje
człowiek.
Dzięki nim może on wyrażać swój potencjał
twórczy, komunikować się, pracować, czy też budować coraz
nowocześniejszą cywilizację. Zdarzało się też, że ręce te raniły,
sięgały po broń, niszczyły ludzki dorobek i środowisko naturalne.
Ludzkie dłonie w terapii, medycynie naturalnej i akademickiej są
wręcz niezastąpione. Można pokusić się o stwierdzenie, że są
przedłużeniem naszego umysłu, jego kreatywności i różnorodnych form
aktywności ludzkiej.
To dzięki nim człowiek czynił magiczne rytuały komunikując się z
innymi wymiarami istnienia, poprzez nie przekazywał dar uzdrawiania,
dzięki nim modlitwa stawała się bardziej wzniosła i kompletna.
Ludzkie dłonie bardzo wiele mówią nam o człowieku, utarły się
takie określenia jak np. „matczyne ręce”, „złote ręce”, „karząca
ręka sprawiedliwości”, „cudowne dłonie artysty” itp.
Dawniej za kradzież obcinano właśnie rękę, ale też to one stanowiły
relikwie św. mężów kościoła.
W tradycji Wschodu, szczególnie w Tybecie wielcy jogini, mistycy i
medytujący na znak potwierdzenia swojej realizacji duchowej czynili
tzw. cuda pozostawiając na skale, czy kamieniach odciski swych stóp
i dłoni.
W czasach współczesnych wybitni artyści, aktorzy również
pozostawiają odciski swoich dłoni w masie cementowej zaprawy np.
wokół pałacu w Cannes we Francji, gdzie odbywają się sławne
festiwale sztuki filmowej.
Czasami przyglądając się dłoniom warto
zadać sobie proste pytanie: czym są moje ręce?, czym są one dla
mnie a czym dla innych?, a może jakie chciałbym żeby były? czy
dzięki nim mogę wyrazić samego siebie, czy też są jakieś bloki
pomiędzy nimi a umysłem, uczuciami, emocjami.
Czy ręce te wspierają realizację moich celów życiowych, właściwie
wyrażają moją kreatywność, siłę przekonań, uczuć i emocji, czy też
wyrażają tylko moją słabość, ciągłe wątpliwości, lęk i brak
konsekwencji.
W medycynie holistycznej postrzega się człowieka
jako istotę złożoną z ciała umysłu i ducha, których wspólnym
mianownikiem jest energia (prana).
Energia, która wypełnia cały wszechświat, raz przejawia się jako
materia, innym razem jest informacją, kiedy indziej zaś
świadomością,
Kiedy uważniej przejrzymy się naszym dłoniom one również mają swój
„wymiar” swoją stronę wewnętrzną, zewnętrzną oraz tajemną.
Wymiar zewnętrzny – to zewnętrzna strona dłoni, forma – kształt.
Dzięki niej poprzez ruch i odpowiedni gest manifestujemy siebie na
zewnątrz, to mowa naszego ciała i umysłu. Jest to szczególnie ważna
część, poprzez którą wyrażamy swoją osobowość, uczucia i emocje, ale
także możemy pokazać siebie jak najlepiej i najpełniej. Na duchowym
subtelnym poziomie buddowie i botisattwowie poprzez święte gesty
(znaki mocy), tzw. mudry, przekazywali ludziom mądrość, miłość,
prawdę i współczucie. To wreszcie ludzka ręka prowadzona przez umysł
w procesie ewolucji zapisała niezliczoną ilość ksiąg, w których nie
tylko zawarty jest dorobek ludzkiej cywilizacji, ale też wiele
przemyśleń dotyczących przyszłości.
Wreszcie od wieków to właśnie ręce a szczególnie dłonie kobiece
przyozdabiały drogocenne bransolety, pierścienie, klejnoty i inne
ozdoby.
Dbano o nie szczególnie, ponieważ ich sprawność była
nieoceniona. Dłonie delikatne u kobiet, wysmukłe i aksamitnie w
dotyku świadczyły nie tylko o dobrym pochodzeniu, ale też
fascynującej inteligencji i zmysłowości.
Drugi, poziom
wewnętrzny – to wewnętrzna część dłoni, której nie wystawiamy
zbytnio na zewnątrz. Wewnętrzna część dłoni wyraża bardziej ukryty,
może wręcz intymny wymiar naszych uczuć, emocji i pragnień.
To poprzez nie wyraża się zmysł dotyku i wszelkie funkcje z nim
związane, głównie nasza wrażliwość i czułość.
Wrażliwe dłonie - to dłonie gorących uczuć, pełne miłości
pocieszające strapionych, niosące ulgę chorym i potrzebującym, takie
jak np. ręce „błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty”.
Na poziomie fizycznym wewnętrzna część dłoni z jej palcami i
przeciwstawnym kciukiem, daje wspaniałe możliwości chwytania,
trzymania, obracania, wszechstronnego poruszania przedmiotami,
narzędziami itp.
Umożliwia wykonywania różnorodnych zawodów, specjalizacji,
aktywności twórczych, itp.
Istnieje też trzeci – tajemny
wymiar ludzkich dłoni. Fizyczny ich aspekt to unikalność linii
papilarnych opuszków palców. Ich wymiar tajemny czy też wręcz
magiczny wyryty jest w liniach prawej i lewej dłoni człowieka.
Wprawny chiromanta może odczytać z nich przeszłość, teraźniejszość i
przyszłość. W nich zawarty jest los człowieka. Pokaż mi swoje ręce a
powiem ci kim jesteś – to stara jak świat maksyma, którą posługiwali
się magowie, wróżki i wróżbici.
Na subtelniejszym tajemnym poziomie ludzka ręka a szczególnie jej
dłoń jawi nam się w formie struktury energetycznej, emanującej
energią szczególnie z opuszków palców o różnym natężeniu i
potencjale wibracji.
To już nie tylko ciało, kości, mięśnie, żyły i nerwy, ale ich
energetyczny niewidzialny dla zwykłego ludzkiego oka odpowiednik –
energetyczny wymiar istnienia, wyrażonego poprzez kanały
energetyczne (nadis), zawieszone jakby w subtelnym polu energii
(prany) z miejscami jej transformacji zwanymi czakrami. Czakry te
znajdują się min. w opuszkach palców, mają wyjątkową wrażliwość i
tajemną moc.
Moc ta we właściwy sposób uruchomiona i odpowiednio ukierunkowana
może mieć właściwości lecznicze. Wykorzystują ją w swojej pracy
uzdrowiciele i bioterapeuci.
Jerzy Strączyński. "Czwarty
Wymiar" 08.20004
MAGIA
UZDRAWIAJĄCYCH DŁONI CZ. III
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 01.2005
Już od czasów starożytnych uzdrowiciele cieszyli się wielkim
szacunkiem i uznaniem społecznym. Dla biednej ludności, trapionej
różnymi chorobami, często stanowili jedyny ratunek. Nazywano ich też
magami. Im więcej cudownych uzdrowień czynili, tym większą sławą się
okrywali. Przypisywano im nadludzką moc, przyrównywaną do mocy
bogów.
Niezwykłe uzdrowienia obrastały w legendy i mity,
przekazywane z pokolenia na pokolenie. Było to zjawisko społeczne na
tyle znaczące, że odnotowali je historiografowie różnych epok: od
czasów imperium rzymskiego do nowożytnych.
Uzdrowień dokonuje się głównie przez nakładanie rąk. Współczesna
nauka próbuje wyjaśnić, jakie procesy zachodzą lub zostają
uruchomione w organizmie człowieka dzięki działaniu uzdrowicieli,
naturoterapeutów, bioterapeutów.
ROZWIJANIE WRAŻLIWOŚCI DŁONI
Od kilkunastu lat zawodowo zajmuję się bioterapią i kształceniem
przyszłych bioterapeutów. Fascynującym zjawiskiem jest wrażliwość
dłoni uzdrowiciela. A nie różnią się one od dłoni innych ludzi. W
czym tkwi ich tajemnicza moc?
Po latach praktyki i doświadczeń możliwości diagnostyczne i
terapeutyczne moich dłoni bardzo się rozwinęły. W procesie
kształcenia przyszłych bioterapeutów szczególną wagę przykłada się
do stopniowego uwrażliwienia dłoni, szczególnie opuszków palców.
Właściwe uwrażliwienie osiąga się poprzez trening albo inicjację
energetyczną, która się odbywa na poziomie fizycznym, energetycznym
i mentalnym. W swojej pracy szkoleniowej z powodzeniem ją stosuję.
Kursanci otrzymują przekaz doświadczenia, czyli subtelnej
wrażliwości na zewnętrzne bodźce energetyczne w takim zakresie, jaki
jest udziałem nauczyciela.
PREDYSPOZYCJE MISTRZA BIOTERAPII
Jakimi cechami musi się wyróżniać nauczyciel uczący przyszłych
bioterapeutów? Po pierwsze, powinien być biegłym i doświadczonym
bioterapeutą. Jest to warunek konieczny, lecz jeszcze
niewystarczający. Wielu doświadczonych bioterapeutów ma bowiem
doskonałe predyspozycje, ale tylko do leczenia, natomiast nie zawsze
umieją szkolić i przekazać swoje umiejętności innym.
Drugim kryterium dobrego nauczyciela jest więc umiejętność przekazu
własnego doświadczenia. Trzeba się też odznaczać otwartością w
stosunku do ludzi, których się kształci, odsłonić przed nimi swoje
metody pracy z pacjentem, cały tzw. warsztat z jego blaskami, ale i
ograniczeniami, niemożnościami.
Konieczne jest pewne przygotowanie pedagogiczne i odpowiednia
metodyka nauczania oraz elementarna uczciwość wobec słuchaczy. Czyli
nie nauczać czegoś, czego się samemu nie umie, skrywając brak
kompetencji pod płaszczykiem „swojej tajemnicy”.
Dlaczego przekaz doświadczenia jest ważny? Otóż diametralnie skraca
on czas osiągnięcia podstawowej wrażliwości terapeutycznej.
Oczywiście praca własna kursantów jest nieodzownym czynnikiem
procesu kształcenia bioterapeutów, ale właściwie przeprowadzona
wielopoziomowa inicjacja energetyczna i przekaz doświadczenia nie
tylko przyspieszają ten proces, ale znacznie go ułatwiają.
DAR
UZDRAWIANIA
Można też postawić pytanie: czy każdy człowiek
może uczestniczyć w takim szkoleniu. Z mojego doświadczenia wynika,
że są pewne przeciwwskazania. Natomiast każdy ma w sobie potencjał
uzdrowicielski i swoją indywidualną wrażliwość energetyczną.
Te dwa aspekty wykorzystuje się w procesie właściwej inicjacji
energetycznej ukierunkowanej na uwrażliwienie dłoni i uświadomienie
odczuć, jakie towarzyszą temu zjawisku. Umiejętność interpretacji
odczuć swoich dłoni przesądza o dobrej diagnozie energetycznej.
Podobną metodykę postępowania można stosować, wprowadzając słuchaczy
w skomplikowany proces wizualizacji zjawisk energetycznych
(postrzeganie aury, postrzeganie zaburzeń energetycznych,
chorobowych itp.).
Jest to trudne wyzwanie dla nauczyciela, wymaga
dużego doświadczenia, koncentracji i szczególnych predyspozycji.
Najogólniej sprowadza się ono do możliwości pracy na wyższych
poziomach energetycznych i podniesienia wibracji u kursantów.
Nie
wszyscy kursanci mają właściwie uaktywniony potencjał własny do
postrzegania pozazmysłowego. Jeżeli przeszkodę stanowią bloki
mentalne, emocjonalne lub inne, prowadzący powinien pomóc je
odblokować lub zwrócić uwagę na czynniki zewnętrzne lub wewnętrzne,
które mają na nie wpływ.
Usunięcie wszystkich blokad wewnętrznych
jest niezbędne szczególnie w czasie nauki postrzegania zjawisk i
doznań oraz w czasie pracy na poziomie fantomowym (chirurgie
fantomowe), co z wielkim powodzeniem wprowadza pani Nora Nix.
LECZENIE MIŁOŚCIĄ
Podstawowy poziom wizualizacji, czyli
postrzeganie energii wokół ciała człowieka (aury), powinni osiągnąć
wszyscy adepci profesjonalnie prowadzonego kursu bioterapii.
Najsubtelniejszy poziom wizji, odpowiadający wyjątkowo subtelnym i
niezwykłym strukturom energii, życia i ducha – to poziom światła.
Tego poziomu dotykają ludzie wykazujący się darem jasnowidzenia.
Jeżeli ma się rzeczywiście taki dar, trzeba go szczególnie chronić,
utrwalać, rozwijać.
Najpierw jednak starajmy się uaktywnić i
rozwinąć nasze uczucia, dzięki czemu pobudzimy subtelne energie
życiowe, które mają cudowny potencjał – pozwalają ożywić, oczyścić
lub zregenerować wszystkie aspekty ciała i umysłu.
Jeżeli już doświadczamy tych energii jako czystego potencjału
zdrowej uzdrawiającej energii życia, staramy się tę energię
przekazać w procesie terapii potrzebującym jej ludziom. W języku
potocznym określa się to jako leczenie miłością. A miłość, dobroć,
szlachetność i współczucie leży u podstaw natury ludzkiej, o czym
powinien pamiętać każdy człowiek zajmujący się leczeniem.
Jerzy
Strączyński. "Czwarty Wymiar" 01.2005
MAGIA UZDRAWIAJĄCYCH
DŁONI cz. V
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 03.2005
Wizualizacja fałszywa
Wielu ludzi ciągle
interesuje się sprawami wizualizacji, powstających i zanikających
wizji, rolą wyobraźni, jaką zajmuje ona w tym procesie.
Parapsychologowie i inni poważni badacze tych zjawisk ostrzegają
przed wieloma niebezpieczeństwami mogącymi zakłócić zdrową, normalną
psychikę człowieka. Trzeba zachować więc szczególną ostrożność,
kiedy sami próbujemy doświadczać tych paranormalnych zjawisk za
pomocą naszej podświadomości, używając różnych technik przeważnie
nam nieznanych, bez odpowiedniego wstępnego treningu, za nauczyciela
mając jedynie często wątpliwej jakości książkę.
Kiedy otwieramy
sobie ten tzw. kanał pozwalający nam odbierać pewne informacje z
tzw. innych wymiarów rzeczywistości, może to czasami w bardzo
niekorzystny sposób wpłynąć na naszą wrażliwość emocjonalną, może
zachwiać nasze poczucie realnej rzeczywistości, osłabić dobrze do
tej pory funkcjonujący zdrowy rozsądek, zakłócić pracę naszych
zmysłów pomieszać umysł lub świadomość.
O ile zakłócenia te
wywołują w nas tylko niekontrolowaną nadpobudliwość, ciągłe
rozdrażnienie oraz rozchwianie emocjonalne, to można sobie z tym
jakoś poradzić o ile ten niezdrowy stan uchwycimy dość szybko lub
zwrócą nam na niego uwagę nasi najbliżsi.
Czasami może zdarzyć się
też u takiego nieobliczalnego „eksperymentatora” to, co w
psychologii określa się mianem „dezintegracja osobowości” lub jakieś
inne psychiczne zaburzenie, to może warto się zastanowić czy nie
należy jak najszybciej przerwać te pseudonaukowe szkodliwe
eksperymenty i czym prędzej skorzystać z porady odpowiedniego
lekarza.
Dlatego też na pierwszym miejscu stawiamy rozwagę, a nie
bezmyślną odwagę i ciekawość.
Istnieje również znaczny obszar
często trudno wytłumaczalnych ciekawych zjawisk określanych jako
paranormalne, które tak naprawdę nimi nie są. Zdarza się też często
tak, że wielu ludzi pasjonujących się tymi zjawiskami tak mocno
pragnie ich doświadczyć, że w końcu ich własny umysł stwarza
upragnioną wizję lub doświadczenie. Doświadczający jej naiwnie
postrzega ją jako prawdziwą i dalej z ufnością brnie w ślepy zaułek
mrocznej otchłani podświadomości.
Nauka potwierdziła już dawno, że
umysł ludzki jest „plastyczny” i może pozytywnie odpowiedzieć na
nasze pragnienie, stwarzając upragnione doświadczenie lub wizję
nawet taką, która dotyczyć poprzednich wcieleń. Tego typu
doświadczenie, wizualizacje czy wizje, możemy określić mianem –
wizualizacje, wizje fałszywe (złudne). Ich najbardziej skrajnie
niebezpieczna forma może przybrać postać natręctw, obsesji czy
paranoi.
Wizje najwyższe, najwznioślejsze – to takie, których
doświadczają święci ojcowie kościoła, mistycy, mistrzowie medytacji,
urzeczywistnieni jogini różnych wyznań i kultur. To właśnie ich
nazywamy duchowymi nauczycielami ludzkości.
Jeszcze inne wizje to
– wizje twórcze. Wizje twórcze artystów, ludzi nauki i sztuki a
także państwowo twórcze wizje wielkich monarchów czy polityków. To
dzięki ich wizjom na świecie obserwujemy postęp cywilizacji
ludzkiej.
Etapy wizualizacji
Ważne jest by doskonaląc
naszą wizualizację nie zapominać o roli, jaką w niej odgrywa nasza
subtelna świadomość, szczególnie ta jej część zwana świadomością
nadzmysłową, która przejawia się jako postrzeganie pozazmysłowe. Ten
strumień naszej świadomości działa jak skoncentrowana wiązka światła
(podobnie jak w projektorze filmowym czy rzutniku) i kiedy
nakierujemy go na energetyczny obraz naszego pacjenta pojawia się na
naszym energetycznym ekranie stworzonym przez nasz subtelny
umysł-obraz. Obraz ten może przedstawiać zaburzenia energetyczne
chorego człowieka w ciele fizycznym lub w aurze, może też występować
jako wizja.
W początkowym stadium wizualizacji obraz taki może
być jeszcze zamglony, czarno–biały, nieczytelny i płaski. Kiedy z
czasem wysubtelnimy dostatecznie naszą świadomość, wrażliwość,
uczucia i odczucia itp., oraz staną się w nas trwałą wartością,
mającą swe odbicie w czakrze trzeciego oka próbujemy wywołać
określony potrzebny nam rodzaj wizji trwałej. Gdy opanujemy i tą
umiejętność staramy się postrzegać jakby w głąb człowieka w głąb
jego np.- ciała. Jest zapewne wiele metod prowadzących do tego celu.
Bliżej zapoznaję z nimi na prowadzonych przeze mnie kursach
bioterapii. Najogólniej mówiąc, dzięki specyficznej koncentracji
umysłu wyostrzamy interesujący nas fragment ciała lub chory organ,
miejsce. Możemy też zajrzeć jakby w głąb niego, tworząc np.
wizualizację trójwymiarową. Utrzymanie takiej ciągłej wizualizacji
jest szalenie trudne i wyczerpujące i dla niewielu osób możliwe do
spełnienia. Jeżeli jednak w trakcie prowadzonych kursów bioterapii
słuchacze osiągną podstawowy poziom wizualizacji aury dla
nauczyciela jak i kursantów jest to ogromne przeżycie.
Sam w
swojej pracy szkoleniowej przeżyłem wiele takich momentów.
Czy
dłonie są przedłużeniem umysłu?
Często zastanawiamy się,
dlaczego proces uwrażliwienia dłoni przyszłych bioterapeutów czy też
uzdrowicieli wymaga wysiłku, mozolnej pracy a przede wszystkim
dłuższego czasu i odpowiedniej praktyki, skoro każdy posiada
podstawową ludzką wrażliwość i potencjał do uzdrawiania.
Dlaczego
jednym przychodzi to szybciej i łatwiej osiągają znaczące sukcesy,
są bardziej skuteczni niż inni. Oczywiście dar, talent, odpowiednie
ku temu predyspozycje, pracowitość itp. są bardzo ku temu pomocne.
Można też postawić sobie pytanie, gdzie tkwi ta tajemnicza moc?- w
dłoniach, rękach, czy może jeszcze gdzie indziej?
Logiczne wydaje
się założyć następującą hipotezę. Ręce, szczególnie dłonie
uzdrowiciela, są przedłużeniem jego umysłu, emocji, uczuć i odczuć.
Kanały energetyczne, czakry szczególnie te znajdujące się na końcach
opuszków palców są przedłużeniem naszej subtelnej świadomości. W
tych subtelnych czakrach gromadzi się nasza wrażliwość, tworząc
zagęszczone wirujące pole energii mające tą unikalną zdolność
wychwytywania najdrobniejszych niezharmonizowanych wibracji i drgań
płynących z ciała pacjenta.
Fenomen tego zjawiska pozwala nam
odczuć nie tylko te jakby fałszywe „dzwięki-wibracje” fizycznego
ciała, które często jak w lekarskiej słuchawce dochodzą z jego
głębi, z fizycznych organów, komórek lub określonych części ciała.
Pozwalają nam także uchwycić zakłócenia, które jeszcze nie
spowodowały właściwej choroby, te zaburzenia, które w medycynie
akademickiej nazywamy przedkliniczną fazą rozwoju choroby.
Oczywiście nie wszystkie one objawiają się jako choroba właściwa,
lecz dzięki naszej immunologii i odporności organizmu zwalczane są
automatycznie. Doświadczony bioterapeuta, kiedy takie zaburzenie
uchwyci może również wzmocnić organizm, wesprzeć siły obronne
człowieka i spowodować, że choroba również się nie rozwinie. Taki
zabieg określamy jako działanie oczyszczające i wzmacniające – jest
to czysta profilaktyka.
Myślę, że tego typu zabiegom
profilaktycznym może poddawać się każdy zdrowy człowiek np. dwa,
trzy razy w roku. Na pewno mu to nie zaszkodzi a wzmocni jego
organizm, wesprze osłabione siły witalne, układ nerwowy, limfatyczny
i itp.
Właściwa interpretacja
Kurs bioterapii na ogół
zaczyna się od praktyki różnorodnego uwrażliwienia dłoni i opuszków
palców oraz uświadomienia sobie przez kursantów odczuć, jakie
towarzyszą temu zjawisku. Następnym bardzo ważnym krokiem powinna
być ich właściwa interpretacja. Jest to warunek konieczny w procesie
nauki diagnozy i terapii energetycznej. By poprawnie wykonać
diagnozę energetyczną, trzeba najpierw uczyć się jej na ludziach
uprzednio zdiagnozowanych medycznie. Pacjenci ci powinni najpierw
wskazać, na jakie cierpią dolegliwości, choroby i wskazać ich
miejsce w ciele fizycznym. Nie starajmy się na początku sami szukać
tych miejsc, gdyż można w ten sposób utrwalić w sobie błędne
odczucia i błędne ich interpretacje. Raczej starajmy się odczuć te
miejsca chorobowe, jakie wskazał nam pacjent lub te, które są
potwierdzone wynikami badań medycznych. Jest to metoda lepsza i
mniej stresująca początkującego bioterapeutę a z czasem pozwalająca
zapamiętać jak wibrują typowe powtarzające się choroby.. Dzięki tej
metodzie nabieramy doświadczenia w trafnej diagnozie, i skutecznej
terapii, którą jeśli zajdzie taka potrzeba potrafimy również
zweryfikować.
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 03.2005
MAGIA UZDRAWIAJĄCYCH
DŁONI cz. VI
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 04.2005
Praca i ruchy dłoni uzdrowiciela to zjawisko
wręcz fascynujące, nie tylko zwykłych ludzi, chorych potrzebujących
pomocy, ale również ludzi nauki, badaczy tego fenomenu.
Od dawna
samo środowisko bioterapeutów i uzdrowicieli szuka podstaw
naukowych, by określić, czym jest przekaz energetyczny, jedyny i
wyjątkowy w swoim rodzaju przekaz zdrowia, siły życiowej,
niewiarygodnej witalności przywracającej zdrowie choremu, któremu
świat medyczny nie potrafił nie tyko pomóc, ale często nie dawał
nadziei nawet na poprawę zdrowia. Luminarze współczesnej nauki,
ortodoksyjny świat medyczny, a nawet niektórzy hierarchowie kościoła
krzyczą – to oszustwo, znachorstwo, tylko sugestia, archaiczny
zabobon, a może nawet podstępna sztuczka diabła.
A ludzie
spokojnie korzystają z naszych usług już od paru tysięcy lat,
znajdują pomoc i ulgę w chorobie, ich stan zdrowia poprawia się, a
nawet całkowicie ustępują dolegliwości. I, o zgrozo, pozytywne
efekty naszego działania są potwierdzone wynikami badań medycznych.
MEDYCYNA NATURALNA
Praktyka społeczna potwierdza, udowadnia
wręcz – to działa, bioterapia jest w bardzo wielu przypadkach
skuteczna, przyjazna choremu i nie ma negatywnych skutków ubocznych
– ta wiedza stała się już faktem społecznym. Ale niestety nie dla
wszystkich.
Na świecie i w Polsce medycyna naturalna przeżywa swój
rozkwit. I tego zjawiska już nikt nie odwróci i nie zmieni. Medycyna
naturalna ma swoje korzenie w starożytności, ma jeszcze nie do końca
zbadany dorobek i wielkie możliwości oraz potencjał do
wykorzystania.
Natura, przyrodolecznictwo dają ogromne możliwości
w różnego rodzaju terapiach naturalnych, a ich zaletą jest to, że
nie tylko pomagają, ale również nie szkodzą. Mamy bogatą i dobrą
literaturę na ten temat, organizowane są kursy, seminaria i wykłady,
świat nauki zaczyna już mówić o medycynie komplementarnej lub
zintegrowanej.
CZY JESTEŚMY SKUTECZNI
Dlaczego zatem
uzdrowiciele, bioterapeuci budzą największe kontrowersje w
środowisku medycznym? Dlaczego lekarze tak nas nie lubią, zwalczają?
Odpowiedź wydaje się prosta, wręcz banalna – dlatego, że jesteśmy
wyjątkowo skuteczni i tani, bo pozytywne efekty zdrowotne pojawiają
się bardzo szybko, wręcz za szybko, by mogły być przyjęte przez
niektóre skostniałe, scholastyczne umysły ludzi nauki czy medycyny.
cd. przeczytasz w numerze 4 (kwietniowym) z 2005roku...
MAGIA UZDRAWIAJĄCYCH
DŁONI cz. VII
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 05.2005
Praca i ruchy dłoni uzdrowiciela to zjawisko
wręcz fascynujące, nie tylko zwykłych ludzi, chorych potrzebujących
pomocy, ale również ludzi nauki, badaczy tego fenomenu.
FAŁSZYWE WIBRACJE
Jeżeli nasze wibracje nie są zharmonizowane z wibracjami przyrody,
energia w ciele człowieka jest zakłócona, a podstawowe wibracje
życiowe hamują, znoszą się, a czasami wręcz niszczą, zamiast się
wspierać czy uzupełniać, to znaczy, że siły witalne słabną, choroba
jest blisko, że trzeba bardzo uważać. Warto wtedy pomyśleć, że może
to właśnie najlepszy moment na profilaktyczne działania lub właściwą
terapię energetyczną. Trzeba bowiem pamiętać, że to właśnie
uzdrowiciele lub bioterapeuci potrafią często rozpoznać chorobę
jeszcze w jej przedklinicznej fazie rozwoju i zastosować właściwą
terapię energetyczną lub włączyć inne skuteczne metody medycyny
naturalnej. Nie czekają jak ten znany z opowieści lekarz, który po
zbadaniu małego dziecka odpowiedział zaniepokojonej matce – na razie
nie mogę nic stwierdzić, ale poczekajmy parę dni, aż się choroba
rozwinie. Dla naturoterapeuty byłby to czas bezpowrotnie stracony,
on nigdy by się w ten sposób nie odezwał.
INTELIGENTNE WIBRACJE
Na jeszcze wyższym poziomie „wibracja” przejawia się jako informacja
(wibracja = materia = energia = informacja = świadomość = dusza).
Wibracja-informacja nie jest już tym superszybkim komputerem, jakim
jest mózg ludzki. Wibracja lub jej moduł czy też kwantowy
odpowiednik staje się czymś tak wielkim, potężnym i nieograniczonym
w swym poznaniu jaką jest świadomość ludzka. Ta inteligentna
wibracja, która może być świadomością i mądrością, wyraża się
również poprzez rozum i intelekt. Przejawia się także w relacji
podmiot-przedmiot, tworząc odczucia, uczucie, pragnienia i emocje
dzięki naszym zmysłom oraz różnorodne relacje i związki z ludźmi,
przedmiotami, zdarzeniami. Tak tworzy się subiektywna względna
rzeczywistość naszego świata i istnienia.
DUCHOWE WIBRACJE
Być
może świadomość na jeszcze subtelniejszym poziomie istnienia
duchowego (np. w tradycjach duchowych Wschodu) uwalnia się od
ograniczeń ciała, umysłu i ego, stając się samoświadomością – czyli
świadomością świadomą samej siebie. To mistyczne zjednoczenie nazywa
się wejściem w Nirwanę lub osiągnięciem Oświecenia.
Na poziomie ostatecznym często uważa, się że pierwotna
wibracja-dźwięk stanowiła jedność zawierającą w sobie potencjał, z
którego może zamanifestować się wszystko, czyli tzw. światy wyższe i
niższe oraz wszelkie rodzaje form życia i bytu.
ODCZUWANIE I POSTRZEGANIE
Ludzie profesjonalnie zajmujący się medycyną wibracyjną i
energetyczną mają tę unikalną wrażliwość, umiejętność postrzegania
lub odczuwania niezharmonizowanych wibracji dochodzących z wnętrza
ciała i jego organów, z jego chorych miejsc lub poszczególnych
warstw widmowych aury ludzkiej (biopola).
To postrzeganie energetyczne ma wymiar zupełnie inny od normalnego
postrzegania ciała człowieka. W zasadzie widzimy tylko jego zarys
oraz jakby świecącą poświatę ciała eterycznego lub całej aury. W
początkowej fazie budowania wizualizacji ta poświata przypomina
fizyczno-optyczne zjawisko „powidoku”, ale nim zdecydowanie nie
jest.
Ta jakby biała poświata lub świecąca otoczka szerokości kilku
centymetrów, dla biegłego w widzeniu aury terapeuty zaczyna z wolna
mienić się, rozszerzać, świecić barwami, jakby pulsować życiem lub w
niektórych miejscach zanikać, ciemnieć, tworząc zastoje chorej
energii blokującej funkcje organów czy określonych części ciała,
umysłu, psychiki.
Energetyczny obraz ludzkiej istoty mieni się też barwami różnych
kolorów i ich odcieni. Wirujące czakry koordynują proces ruchu i
przemiany energii w kanałach energetycznych, meridianach, same
anatomiczne narządy i ich fizjologiczne funkcje zaś mają już
widmowo-fantomową strukturę istnienia i tak są na ogół postrzegane.
Obraz ten jest dynamiczny i zmienny, żyje, pulsuje, świeci wibrującą
energią.
AURA ŻYCIA
W taki sposób możemy postrzegać lub odczuwać człowieka na jego
drugim energetycznym poziomie istnienia. Jest to poziom subtelny i
delikatny, gdzie wibracje nie są już zagęszczone do poziomu ciała
fizycznego (materii). Jego życie jest podniesiona na wyższy poziom
wibracji, tzw. plan energetyczno-informacyjno – porządkujący,
którego istotą jest z jednej strony porządkowanie, czyli
utrzymywanie w równowadze zdrowotnej ciała fizycznego, jego funkcji
anatomiczno – fizjologicznych, z drugiej zaś ciągłe porządkowanie,
wzmacnianie i oczyszczanie struktury energetycznej naszego
istnienia. Ten aspekt naszego życia i zdrowia możemy określić jako
homeostazę energetyczną. Zrównoważony przepływ energii oraz sił
życiowych w ciele fizycznym i energetycznym pozwala nam zachować
zdrowie i długie życie oraz w zasadniczy sposób wpływa na możliwość
podniesienia na jeszcze wyższy poziom wibracji naszych subtelnych
ciał zwanych ciałem emocjonalnym, mentalnym, przyczynowym. Duchowy
poziom istnienia to najwyższy poziom tych wibracji, którymi np. żyje
i emanuje nasza dusza. Ich źródłem jest, co podkreślają wszystkie
tradycje duchowe – stwórca i istoty boskie.
WIBRACJE
CZAKR
Te różne poziomy wibracji związane są z polem energii życia każdej
istoty obdarzonej świadomością, którą my nazywamy aurą lub biopolem.
Aura jest nierozerwalnie połączona z istnieniem i funkcjonowaniem
tzw. kół życia, czyli czakr, będących wielofunkcyjnymi ośrodkami
energii, informacji, skupienia i mocy. Czakry i odpowiednie
specyficzne energie, jakie w nich funkcjonują, stanowią też podstawę
energetyczną dla manifestacji różnorodnych funkcji naszej
świadomości, subtelnych uczuć i odczuć, jak również przejawów
paranormalnych właściwości i zdolności człowieka.
Nasze duchowe doświadczenia jak i sam rozwój emocjonalno-duchowy nie
byłyby możliwe, gdyby nie było podstawy energetycznej i miejsca w
naszym ciele oraz właściwej czakry, dzięki której mogłoby być
odczute, uświadomione, utrwalone w ten sposób, by z czasem stać się
świadomym centrum duchowej wrażliwości i manifestacji jej na
zewnątrz nas.
Ten poziom wibracji duchowych mamy przeważnie przyblokowany na
poziomie czakr, dlatego też utraciliśmy możliwość żywego
bezpośredniego doświadczenia duchowego oraz możliwości wyrażania
uczuć. Jest to poważny problem dotykający całej populacji ludzkiej
współczesnego świata. Uświadomiliśmy go sobie dopiero teraz, kiedy
odchodził od nas człowiek święty, wielki współczesny mistyk wiary
chrześcijańskiej.
To właśnie nasz papież Jan Paweł II poprzez misterium umierania do
wiecznego życia w cudowny sposób odblokował ludziom czakry serca,
dając nam powtórną możliwość otwarcia się na duchowość, wiarę i
Boga, na wszelkie jego duchowe dobra.
Można powiedzieć, że stał się cud, Ojciec Święty podniósł wibracje
powszechnego pola wymiaru energii Ziemi, odnawiając jej duchowe
oblicze, a ponieważ jesteśmy częścią tego pola, odnowił i nas. Mamy
więc powtórną możliwość uświadomienia sobie, kim tak naprawdę
jesteśmy, że nie jesteśmy jakimś tam bytem, ale zostaliśmy w
szczególny i wyjątkowy sposób powołani do życia.
MAGIA UZDRAWIAJĄCYCH
DŁONI cz. VIII
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 06.2005
W Europie i na świecie wzrasta
zainteresowanie naturoterapią i jej pozytywnym działaniem na nasze
życie, zdrowie i dobre samopoczucie. Coraz lepiej rozumiemy też
wpływ środowiska naturalnego na jakość i długość życia.
ENERGETYCZNE WSPÓŁZALEŻNOŚCI
Przestajemy traktować naturę
tylko jako źródło potrzebnych surowców i minerałów do życia, lecz
zaczynamy sobie zdawać sprawę, często niestety boleśnie, że
zakłócenie równowagi ekologicznej niekorzystnie odbija się na naszym
zdrowiu i psychice. W wymiarze pola energii Ziemi relacje
energetyczne między światem przyrody a ludźmi zostały poważnie
naruszone.
DUCHY NATURY
W tradycji duchowej Wschodu i
innych starożytnych kultur powszechna jest wiara w istnienie świata
duchów przyrody. Nie chodzi o duchy osób zmarłych, lecz o istoty
obdarzone świadomością o bardzo zróżnicowanym stopniu rozwoju i
organizacji. Nie mają one ciała fizycznego, tylko ciało energetyczne
utkane z subtelnej energii, którą mogą w różnym stopniu zagęszczać,
przybierając dowolną formę lub kształt, np. ukazując się
człowiekowi. Niektóre z nich mają tzw. ciało snu, zamieszkują nasz
świat przyrody istniejący również na poziomie energii, choć my,
ludzie, postrzegamy go wyłącznie na poziomie fizycznym i uważamy za
jedyny realnie istniejący.
PIĘĆ ELEMENTÓW
W kosmogonii
Dalekiego Wschodu świat istniejący na poziomie materii zbudowany
jest z pięciu podstawowych elementów: ziemi, wody, ognia, powietrza
i przestrzeni. Tworzą one fizyczny wymiar egzystencji dla świata
materii nieożywionej i ożywionej, czyli świat przyrody, zwierząt
oraz ludzi. Pewne rośliny czy zwierzęta, np. ryby i płazy, są
związane bardziej z elementem wody, ptaki zaś z elementem powietrza,
natomiast człowiekowi i niektórym zwierzętom bliższy jest element
ziemi. Możemy przyjąć, że różne rodzaje istot żywych mających ciała
fizyczne są szczególnie związane z jednym żywiołem, który stanowi
dla nich naturalne środowisko, a pozostałe elementy są tylko
niezbędnym uzupełnieniem.
Życie rozwijało się w różnych
specyficznych ekosystemach. Dla Indian z Ameryki Południowej,
Tybetańczyków czy ludów kaukaskich naturalnym miejscem życia i
rozwoju były wyżyny i obszary górskie, dla innych tereny nizinne i
leśne (ludy słowiańskie), dla jeszcze innych wybrzeża morskie,
okolice jezior lub wielkich rzek, a nawet piaski pustyni.
ISTOTY ENERGETYCZNE
Każde z tych naturalnych środowisk świata
przyrody ma specyficzną energię lub inaczej wibrację, tworząc
niewidzialny wymiar egzystencji na poziomie niematerialnym. Dlatego
w starożytnych tradycjach szamańskich, kulturze i tradycji duchowej
Wschodu, ale także starogermańskiej, celtyckiej czy słowiańskiej,
występuje wiele klas duchów przyrody. Wprawdzie zamieszkują one w
wymiarze energii Ziemi, ale nie mają, jak ludzie czy zwierzęta,
ciała fizycznego, tylko energetyczne.
Nazwano je duchami przyrody,
ponieważ ich środowisko naturalne na poziomie energii ma bezpośredni
związek, np. z ziemią, wodą lub powietrzem: lasami, górami,
jeziorami, rzekami. W rozwiniętym i zróżnicowanym świecie istot
energetycznych, tak samo jak w naszym świecie, energie i siły
życiowe pięciu elementów mają decydujące znaczenie.
PIĘĆ
CZYSTYCH ŚWIATEŁ
Energie pięciu elementów na najczystszym
uniwersalnym preatomowym poziomie wibracji stają się pięcioma
barwami czystego światła, tworząc czyste wymiary duchowej
egzystencji, tzw. światy wyższe, czyste krainy, nieba.
Czystą
jakość elementu nazywamy esencją, ma ona również swój oświecony
aspekt – mądrość.
Pięcioma działaniami mądrości są:
- element ziemi – wzrost, zapewnienie pomyślności,
- element wody – oczyszczanie, uspokajanie,
- element ognia – moc, ujarzmianie,
- element powietrza – pokonywanie negatywnych energii,
- element przestrzeni – odpowiada oświeconemu aspektowi
umysłu, świadomości.
SYLABY NASIENNE
Wszystkie elementy mają swoją sylabę
nasienną, czyli wzorcową unikatową wibrację, mantrę. Przejawia się
ona także jako energia życiowa we wszechświecie (prana). Kiedy
mówimy o sile życiowej, powinniśmy raczej brać pod uwagę jakość
elementu lub relacje jakości elementów i ich wpływ na ciało i
zdrowie człowieka, na jego emocje, umysł i świadomość,
emocjonalno-psychologiczne uwarunkowania oraz duchowe aspekty
życia lub ich brak.
WŁAŚCIWOŚCI ELEMENTÓW
W aspekcie
emocjonalno-psychologicznym na niższym poziomie wibracji energie
pięciu elementów współtworzą pięć negatywnych emocji, tzw. trucizn
umysłu (nienawiść, gniew, ignorancja, przywiązanie, duma), oraz
światy niższe.
Wzorcowe unikatowe wibracje elementów, czyli
sylaby nasienne, mantry, z jednej strony stanowią klucz
wibracyjny, który otwiera nam dostęp do źródła esencji elementów,
do czystych właściwości i jakości, jak również w aspekcie zdrowia
– funkcji anatomiczno-fizjologicznych i energetycznych. Z drugiej
zaś, harmonizują energie w świecie przyrody i kosmosie,
przywracając równowagę ekologiczną. W ciele człowieka pełnią
podobną rolę, nadając wzorcowe wibracje zdrowia poszczególnym
organom, komórkom czy funkcjom. Ich aspekt mądrości przejawia się
poprzez prawa naturalne.
PIĘĆ PRAN
Energia siły
życiowej ma swoje odzwierciedlenie w działaniu pięciu podstawowych
pran. W systemie energetycznym człowieka koncentruje się ona w
czakrach oraz aurze.
Według medycyny chińskiej choroba to
zakłócenie równowagi energetycznej jakiegoś organu, części ciała i
funkcji życiowych, również emocjonalno-psychologicznych. Jeżeli
energie sił życiowych i ich relacje z zewnętrznymi siłami
elementów są dobre i prawidłowe, organizm powinien sobie poradzić
z chorobą. Jeżeli występuje przewaga siły jin lub jang, choroba
się rozwija. Leczenie polega głównie na przywróceniu równowagi
energetycznej. Najważniejsze zadanie spełniają energie pięciu
elementów krążących w czakrach i aurze człowieka, harmonizując
plan fizyczny, energetyczny, emocjonalno-mentalny i duchowy.
FUNKCJE ELEMENTÓW
Reasumując, podstawowe funkcje życiowe
energii pięciu elementów to funkcja odżywcza, porządkująca i
korygująca. Czwarta funkcja niszcząca występuje w procesie
umierania. Wtedy siły życiowe elementów rozpuszczają się jedne w
drugich. Gdy element wiatru rozpuści się w element przestrzeni,
życie traci swą podstawę energetyczną, oddech zanika, następuje
śmierć fizyczna.
Wszystkie religie zakładają dalsze istnienie
duszy uwolnionej od ciała. Nasze duchowe przeistoczenie, albo
następne wcielenie zgodnie z koncepcją reinkarnacji, będzie
odpowiednie do działań i wyborów, jakich dokonywaliśmy za życia.
MAGIA UZDRAWIAJĄCYCH DŁONI cz. XI
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 09.2005
Energetyczny model budowy człowieka zazwyczaj dzielimy na dwa
podsystemy, wewnętrzny i zewnętrzny.
Wewnętrzny system energetyczny składa się z centralnego
kanału, dwóch bocznych oraz sieci drobnych kanałów. Przypomina układ
nerwowy człowieka. Czysta, zdrowa energia życiowa jest rozprowadzana
tymi kanałami po całym ciele, do wszystkich narządów, tkanek i
komórek oraz związanych z nimi pól energetycznych. Człowiek
postrzegany jako system energetyczno-informacyjny składa się z
poszczególnych podsystemów o różnym polu i natężeniu wibracji oraz
stopniu nasycenia energią życiową chi. Każdy organ, komórka czy
tkanka ma swoistą energię. Pola energii tworzą systemy i podsystemy
energetyczno-informacyjne naszego ciała. Również różne aspekty
umysłu i świadomości oraz jej funkcje, związane np. z odczuciami
zmysłowymi czy emocjami, tworzą subtelne pola
energetyczno-informacyjne. W psychologii buddyjskiej określa się je
jako agregaty. Rozróżnia się pięć podstawowych agregatów, skhand
(zbiorów, systemów): forma, odczuwanie, percepcja, wola i
świadomość.
POZIOMY WIBRACJI
Poziom wibracji pól ma charakter informacyjno-treściowy. Przyjmujemy
tutaj założenie, że kiedy wibracje są niższe i tworzą gęstą energię
lub wręcz materię, zdecydowanie wzrasta ich aspekt energetyczny.
Kiedy zaś tworzą ciała subtelne, pola energii subtelnej, świadomości
i pamięci, wtedy dominującym aspektem jest informacja. Poszczególne
pola energii, tworzące systemy i podsystemy
energetyczno-informacyjne, mają bardzo ważną zdolność komunikacji
oraz pamięć magazynującą. Potrafią sobie przekazywać informacje,
wspierać się energetycznie, wyrównywać braki energii, porządkować
swój system, naprawiać się, regulować. Wszystko po to, by zachować
równowagę energetyczną w ciele fizycznym, eterycznym, emocjonalnym,
umyśle i duszy człowieka. Dzięki temu człowiek może żyć, doskonalić
się i rozwijać duchowo. Jeżeli takiej równowagi brakuje, możemy
zachorować, odczuwać zanik sił życiowych, rozchwianie emocjonalne, a
nawet osłabienie pracy umysłu.
By lepiej zrozumieć ten skomplikowany mechanizm, przyjrzyjmy się np.
wątrobie. Energia z nią związana – wewnątrz i na zewnątrz niej –
tworzy pole energii wątroby. Myśląc o tym polu jako magazynie
energii, zbiorniku sił życiowych, określamy jego wartość
energetyczną – aspekt energetyczny. Jeżeli energia życiowa w danym
organie się obniża, stan ten nazywamy niedoborem, jeżeli jest jej za
dużo – nadmiarem. Trzecie zaburzenie to brak ruchu energii w
organie, tkance, komórce. Powstają wtedy zastoje energii, tak zwane
martwe pola.
Patrząc na wątrobę pod kątem jej skomplikowanej funkcji, jaką
spełnia w ciele człowieka, oraz fizjologii, najważniejszy będzie
aspekt informacyjny. Ma on również poziom subtelniejszy. Ogólnie
wiadomo, że takie uczucia, jak gniew, nienawiść czy złość,
negatywnie wpływają na pracę wątroby. Można zatem postawić tezę, że
organy naszego ciała mają swoje odpowiedniki ciał subtelnych, czyli
ciało eteryczne, emocjonalne oraz pewnego rodzaju mentalną
świadomość i pamięć. Zdolność komunikowania się między komórkami,
narządami czy polami energetycznymi oraz energetyczną pamięć
magazynującą określa się jako pole morfogenne. Poprzez kanały
energetyczne, czakry i aurę następuje wymiana energii i informacji.
Pobierana jest czysta, zdrowa energia, a odprowadzana energia
zużyta, niepotrzebna, niezdrowa.
System kanałów energetycznych jest różnorodny i dość skomplikowany,
przypomina układ nerwowy człowieka. Na ogół przyjmuje się, że kanał
centralny jest grubości ołówka, dwa boczne kanały mają średnicę
słomki. Kanały energetyczne nie są jednak rurkami, którymi płynie
energia, jak np. krew żyłami. Są to raczej ścieżki, którymi
przemieszcza się energia życiowa. Przyjmuje się, że jest około 72
tysięcy kanałów energetycznych, mają one różne grubości i długości
oraz funkcje do spełnienia. W medycynie chińskiej określa się je
jako system meridianowy.
FUNKCJE
CZAKR
Czakry spełniają wiele ważnych funkcji w ciele fizycznym i w ciałach
subtelnych. Są to jakby małe centrale energetyczne, które
energetyzują poszczególne obszary ciała, służą wymianie energii,
stanowią podstawę energetyczną dla różnych funkcji świadomości i
umysłu. Na osi centralnego kanału energetycznego znajduje się siedem
czakr głównych (według ajurwedy). Wpływa do nich energia
przemieszczająca się kanałami, tworząc skupiska, zwane na Wschodzie
kołami życia. Ruch energii w czakrach jest przemienny i
wielokierunkowy. Strumienie energii życiowej (prany), pobieranej
wraz z oddechem, powiązane są z siłami życiowymi pięciu elementów.
Tworzą one pięć rodzajów energii życiowych działających w ciele
człowieka: energię idącą do góry, pranę siły życiowej, pranę
wszechprzenikającą, pranę podobną do ognia i pranę idącą do dołu.
Energia chi, towarzysząca promieniowaniu słońca, dostaje się do
naszego organizmu głównie przez czakry, zaopatrując go w niezbędne
siły życiowe. Za tę przemianę odpowiada czakra śledziony. Są różne
teorie na temat sposobu wnikania energii w nasze ciało materialne i
niematerialne (ciała subtelne, aurę). Najbliższe moim odczuciom i
własnym obserwacjom jest założenie, że kiedy poziom wibracji tych
energii zbliża się do poziomu wibracji materii (ciała ludzkiego),
przybierają one właściwości energii jin lub jang, tworząc
polaryzację dodatnią lub ujemną (element żeński i element męski).
Energia jang wnika poprzez czakrę korony i ciemię, energia jin zaś
poprzez podeszwy stóp i czakrę podstawy, przeważnie ruchem wirowym.
Inne strumienie energii życiowej wnikają głównie poprzez czakrę
śledziony i splotu słonecznego, a niewielkie ilości poprzez pory
skóry. Kiedy te dwie energie spotkają się w naszym ciele, powodują
ruch wirowy czakr oraz przepływ energii w kanałach. Ruch ten
spowodowany jest m.in. różnicą potencjałów energii jin i jang. Siłą
swojego ruchu energia życiowa przemieszcza się do czakr, które są
jak ronda, i rozprowadzana jest po całym ciele fizycznym,
energetycznym, emocjonalnym, mentalnym, przyczynowym itp.
Przeprowadzając poziome linie między poszczególnymi czakrami,
wyodrębnimy poszczególne strefy ciała związane z określonymi
czakrami.
Przyjmuje się, że jest siedem czakr głównych:
Czakra podstawy
Czakra podstawy, tzw. korzenna, znajduje się u podstawy kręgosłupa,
skierowana jest ku dołowi. Kolor – czerwony. Koresponduje z żywiołem
ziemi. Odpowiada m. in. za zmysł powonienia. Symbolicznie
przedstawiana jest jako czteropłatkowy lotos. Energetyzuje takie
części organizmu, jak: kości, mięśnie, skóra itp., odpowiada za
wzrost. Silna czakra podstawy u dzieci to prawidłowy rozwój
fizyczny. Podaje energię do góry i zasila wyższe czakry. Energia
ziemi jest pobierana poprzez czakrę podstawy i stopy.
Czakra sekretna
Czakra sekretna (seksu) znajduje się cztery palce poniżej pępka.
Kolor – pomarańczowy. Koresponduje z żywiołem wody. Odpowiada m.in.
za zmysł smaku. Symbolicznie przedstawiana jest jako sześciopłatkowy
lotos. Energetyzuje obszar miednicy małej, nerki, pęcherz moczowy,
żeńskie i męskie organy płciowe, płyny ustrojowe, odpowiada za
funkcje wydalnicze.
Czakra splotu słonecznego
Czakra splotu słonecznego znajduje się niewiele powyżej pępka. Kolor
– żółty lub złoty. Koresponduje z żywiołem ognia. Odpowiada za zmysł
wzroku. Symbolicznie przedstawiana jest jako dziesięciopłatkowy
lotos. Energetyzuje dół pleców, jamę brzuszną, system trawienny,
żołądek, śledzionę, pęcherzyk żółciowy, wątrobę, wegetatywny system
nerwowy oraz gruczoł trzustki, który m.in. wydziela hormon insuliny
i enzymy. Poprzez tę czakrę przenika energia życiowa towarzysząca
promieniowaniu słońca.
Czakra serca
Czakra serca znajduje się w środku klatki piersiowej, w sercu. Kolor
– soczysta zieleń, wiosenna. Koresponduje z żywiołem powietrza.
Odpowiada za zmysł dotyku. Symbolicznie przedstawiana jest jako
dwunastopłatkowy lotos. Silna czakra serca to oddanie, poświęcenie,
wyższe uczucia. Na subtelnym poziomie siedlisko siły życiowej i
duszy. Odpowiada za obszar serca, klatkę piersiową, dolną część
płuc, krew, krążenie, funkcje grasicy i układ limfatyczny. Wzmacnia
układ immunologiczny.
Czakra gardła
Czakra gardła lub jasnosłyszenia znajduje się w gardle, w okolicy
krtani. Kolor – jasnoniebieski, błękit paryski. Koresponduje z
żywiołem przestrzeni. Odpowiada za zmysł słuchu. Symbolicznie
przedstawiana jest jako szesnastopłatkowy lotos. Odpowiada za obszar
gardła i funkcje tarczycy, oskrzela, górną część płuc, ramiona.
Silna czakra gardła to umiejętność komunikowania się i
porozumiewania. Dobrze rozwiniętą mają ją aktorzy, śpiewacy i mówcy.
Czakra trzeciego oka
Czakra trzeciego oka lub jasnowidzenia znajduje się na środku czoła,
między brwiami. Otwiera się ku przodowi. Kolor – indygo. Odpowiada
za funkcje zmysłów i postrzeganie pozazmysłowe. Symbolicznie
przedstawia się ją jako dziewięćdziesięciosześciopłatkowy lotos.
Odpowiada za poznanie różnorodnych form bytu, móżdżek, centralny
system nerwowy, funkcje przysadki mózgowej i innych gruczołów.
Czakra korony
Czakra korony lub jasnowiedzenia znajduje się na czubku głowy w
okolicach ciemiączka, skierowana ku górze. Kolor – biały lub fiolet.
Symbolicznie jest przedstawiana jako tysiącpłatkowy lotos. Odpowiada
za pracę mózgu i szyszynki. Symbolizuje rozwój duchowy człowieka.
Oprócz czakr głównych jest wiele pomniejszych czakr, np. na
dłoniach, opuszkach palców, stopach, kolanach i na wysokości
głównych narządów. Wszędzie tam, gdzie krzyżują (spotykają) się co
najmniej dwa kanały energetyczne, znajduje się maleńka czakra.
Czakry są w ciągłym ruchu, kontrolują przepływ energii. Ich ruch
jest prawo- lub lewoskrętny.
Przyjmuje się, że u mężczyzn dominującym ruchem pierwszej czakry
(podstawy) jest ruch w prawo, a następnych – na przemian. U kobiet
jest odwrotnie, czakra podstawy obraca się w lewo, a następne
przemiennie.
Poprzez czakry możemy wpływać pozytywnie na ciało i energię
człowieka, na jego zdrowie i siły życiowe. Ta zależność została
wykorzystana w czakroterapii.
OSŁONY I ZABEZPIECZENIA ENERGETYCZNE
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 05.2007
Wielu ludzi zajmujących się ezoteryką,
energiami, bioterapią stosuje różnorodne zabezpieczenia i osłony
energetyczne. Literatura fachowa przynosi wiele praktycznych
informacji na ten temat. Chciałbym zwrócić uwagę na trzy podstawowe
metody takich zabezpieczeń.
PIERWSZA
Pierwsza to osłony i zabezpieczenia indywidualne
przed różnymi prowokacjami energetycznymi tak ze świata ludzi, jak i
ze świata istot niematerialnych:
- osłony dotyczą aury lub biopola, zewnętrznej struktury
energetycznej człowieka, czyli ciał subtelnych, systemu
psychicznego i mentalnego,
- zabezpieczenia natomiast są bardziej ukierunkowane na
uniemożliwienie dostępu do kanałów energetycznych i czakr, systemu
nerwowego i odpornościowego, a także ciała fizycznego.
DRUGA
Druga to zabezpieczenia nazwane polami
schronienia.
- energetyczne pola schronienia dotyczą niższego
poziomu wibracji i mogą być założone np. na zewnętrzne ściany
mieszkania, budynku lub podwójnie, na ściany budynku i
ogrodzenia. Zabezpieczają one przed działaniami negatywnych
energii zewnętrznych, a nawet istotami astralnymi i innymi
istotami (egregory, elementale, astrale, myślokształty itp.),
- duchowe pola schronienia (w tradycji Wschodu pole
schronienia bóstwa, drzewo schronienia, linia przekazu) są
polami znacznie silniejszymi i są związane z praktyką duchową.
Modląc się np. do oświeconej istoty (budda, bodhisatwa, jidam,
dakini, strażnicy, oświecone bóstwa) i prosząc o ochronę,
wchodzimy w pole mocy określonego bóstwa. Moc takiego pola jest
na tyle silna i opiekuńcza zarazem, że czujemy ją w sobie i na
zewnątrz siebie. Jest to dla nas i naszej rodziny jedno z
najlepszych zabezpieczeń. W tradycji chrześcijańskiej uzyskujemy
podobną ochronę, wsparcie i opiekę modląc się do Boga, Pana
Jezusa, Matki Bożej lub innych świętych.
TRZECIA
Trzecia metoda to wszelkiego rodzaju
remedia, amulety oraz to wszystko, co oferuje nam wiedza z
zakresu feng shui, dająca możliwość poprawy własnego losu lub
jakości życia.
DIAMENTOWY KOKON ENERGETYCZNY
Bardzo dobrym, uniwersalnym
zabezpieczeniem energetycznym, które osłania aurę i ciało przed
negatywnymi energiami, jest tzw. diamentowy kokon. W praktyce
budowania takiej struktury należy wykorzystać wyobraźnię,
umiejętność stabilnej koncentracji oraz siłę woli.
Oczywiście
najlepiej jest zbudować takie zabezpieczenie znacznie wcześniej,
zanim będzie ono rzeczywiście nam potrzebne.
W pierwszej kolejności dobrze jest zrobić jakąś praktykę
oczyszczającą i wzmacniającą własną energetykę (patrz ćwiczenie
poniżej).
ĆWICZENIE
Usiądź wygodnie, nie napinając
mięśni, tak by ciało nie absorbowało cię zbytnio. Wyobraź sobie
w odległej przestrzeni nieba "źródło mocy", które możesz
zwizualizować jako jasną, lśniącą kulę światła, będącą na
przykład czystą esencją wszechświata, ucieleśniającą wszelkie
lecznicze i ochronne energie. Światło spośród wszystkich
żywiołów jest najbardziej witalnym środkiem, posiadającym
ogromną moc uzdrawiania i niesienia niezliczonych
błogosławieństw.
Kiedy kontaktujesz się ze źródłem mocy,
powinieneś odczuwać spokój i energię, jakiej ono udziela.
Jeżeli źródło mocy, które wizualizujesz, sprowadza spokój,
ciepło i siłę, oznacza to, że możesz używać jego mocy do
budowania zabezpieczeń energetycznych, a także do uzdrawiania i
rozwijania siły umysłu.
Następnie wyobraź sobie, że z tego
źródła mocy przybywa światło w formie tęczowych promieni. Wnika
poprzez czakrę korony, albo po prostu w twoje ciało, wypełnia
je, wypełnia umysł i aurę.
Możesz sobie wyobrazić, że ciało
przemienia się w ciało świetliste, a energia tego światła
rozprzestrzenia się na ciała subtelne, które również
przemieniają się w świetlistą wielobarwną aurę. Możesz sobie
wyobrazić, że aura zbudowana jest z tęczowego światła i otacza
cię ochronną warstwą podobną do skorupy jaja.
Ta ochronna
warstwa tęczowej aury jest twarda jak diament i nie przepuszcza
żadnych negatywnych energii, które mogłyby ci zaszkodzić.
Zaletą jej jest natomiast to, że przepuszcza wszelkie pozytywne
energie i wspierające cię siły życiowe.
Możesz też wyobrażać
sobie, że budujesz wokół siebie energetyczny kokon ze
splecionego tęczowego sznura. Ten świetlisty tęczowy sznur od
góry jest połączony ze źródłem mocy znajdującym się w
przestrzeni nieba lub kosmosie.
Dzięki temu połączeniu jego cudowna, niezniszczalna energia
spływa na ciebie i twój kokon, zasilając go nieustannie swoją
potężną uzdrawiającą mocą.
Jednocześnie na zewnątrz tego
kokonu budujesz lustrzaną diamentową nieprzenikalną powłokę.
Powłoka ta chroni cię i odbija zarazem wszelkie wrogie i
szkodliwe energie oraz nie dopuszcza, by przylgnęły do ciebie
różnego rodzaju byty astralne lub inne szkodliwe istoty.
Wszelkie techniki dotyczące zabezpieczeń i osłon, budowanie
kokonów i tarcz oparte są na przeświadczeniu, że myśl lub
wyobrażenie zyskuje moc tylko wtedy, kiedy przyjmuje konkretny,
stabilny kształt w umyśle. Sama wizualizacja sprawia, że rzeczy
i twory naszej wyobraźni docierają do nas bezpośrednio i możemy
je odczuwać.
Kiedy z kolei nadajemy czemuś konkretną nazwę,
udzielamy temu mocy i poprzez siłę myśli ustanawiamy z tym więź
lub budujemy określone relacje.
Wynika z tego prosta zasada,
że kiedy wierzymy w moc i skuteczność czegoś, to staje się to
rzeczywistością. Na tej właśnie zasadzie jest oparta tajemna moc
umysłu.
Fragment książki Jerzego Strączyńskiego
"Magia uzdrawiających rąk. Od szamanizmu do bioterapii",
OD SZAMANIZMU DO BIOTERAPII
Jerzy Strączyński. "Czwarty Wymiar" 06.2007
W
książce Od szamanizmu do bioterapii Jerzy Strączyński dzieli się
własnymi doświadczeniami, prezentuje metody uzdrawiania, a
równocześnie uświadamia Czytelnikom zainteresowanym problematyką
zdrowia, bioterapii, rozwoju osobistego, jak często współczesna
medycyna niekonwencjonalna sięga do wschodnich koncepcji duchowych i medycznych,
jak wiele zawdzięcza starożytnym tradycjom szamańskim. Ta książka
powinna znaleźć się w podręcznej biblioteczce
zarówno tych, którzy stawiają pierwsze kroki na ścieżce uzdrawiania,
jak i doświadczonych praktyków, którzy
pochyleni nad chorymi, zapominają o sobie, o tym jak się chronić i
oczyszczać. To również doskonały przewodnik dla wszystkich, którzy
interesują się bioterapią, pracą z energiami oraz zachowaniem
zdrowia i utrzymaniem dobrej kondycji fizycznej i psychicznej.
Poniżej drukujemy jeden z rozdziałów książki, która ukazała się w
ramach
Biblioteczki "Czwartego Wymiaru"
RYTUAŁY SZAMAŃSKIE STOSOWANE WSPÓŁCZEŚNIE
W
tradycji szamańskiej pozytywne relacje ze światem natury są
szczególnie cenione i ważne, gdyż pomagają w życiu, zdrowiu i
szczęściu. Wszystkie starożytne społeczeństwa pragnęły mieć dobre,
harmonijne związki z duchami natury. W obecnych czasach tradycje
budujące pozytywne związki i relacje z przyrodą, naturą, a nawet z
duchami natury są na nowo odkrywane, a nawet stają się przedmiotem
badań i dociekań poważnych naukowców świata zachodniego.
Poprzez
rytuały nawiązujemy kontakt ze światem lokalnych bóstw, strażników
miejsc i duchów natury, a poprzez medytacje i modlitwy z oświeconymi
istotami. Słowo to także forma energii, dlatego jako modlitwa lub
mantra stanowi swoisty język komunikacji tak ze światami wyższymi,
jak i niższymi. W tybetańskiej tradycji szamańskiej jedną z przyczyn
kontaktów z duchami natury jest nawiązanie pozytywnych relacji z tym
światem. Drugą przyczyną jest potrzeba uzyskania właściwego
brakującego elementu lub energii, po to, by uzdrowić chorą osobę.
By pozyskać przychylność i wsparcie, obłaskawiano potężne duchy
natury poprzez specjalne ofiary, takie jak gesty i symbole,
określone zapachy, kolory, kwiaty czy liście. Spalano w ogniu np.
specjalne igliwie, by zrobić ofiarę dymną. Uważano, że wiele duchów
żywi się dymem. Współcześni ludzie zupełnie nie rozumieją znaczenia
tych rytuałów, nie rozumieją mocy tych prostych, symbolicznych
ofiar.
Ofiarowanie ryżu
Jedną z takich praktyk jest
ofiara z ryżu. Stosowana jest również w Europie. Jej celem jest
pozyskanie przychylności duchów przyrody, strażników miejsc,
lokalnych bóstw. Bardzo pomocna jest wówczas, kiedy w naszym domu
czy biznesie źle się wiedzie, nic się nie udaje. Mamy takie
wrażenie, jakby wszystko obróciło się przeciwko nam i naszej
rodzinie. Do tej pory było jak najlepiej, teraz wszystko idzie "jak
z kamienia". Jeżeli to zakłócenie jest wynikiem jakichś
niekorzystnych relacji ze światem duchów natury lub braku energii,
która dotychczas zapewniała nam powodzenie w życiu i biznesie, to
taka prosta ofiara z ryżu może tę niekorzystną sytuację odmienić.
Lokalne duchy, które być może zabrały tę pozytywną energię (lub sami
bezmyślnie ją roztrwoniliśmy), mogą ją nam zwrócić lub pomóc
odzyskać. Należy najpierw oczyścić główne pomieszczenie domu,
mieszkania lub firmy ogniem świecy i kadzidłem. Następnie należy
przygotować cztery czyste małe pojemniczki, talerzyki lub szklane
podstawki na świece i napełnić je po brzegi świeżym, czystym ryżem.
To ważne, by ofiara była czysta i składana bez wątpliwości. Jeżeli
jest inaczej, duchy jej nie przyjmą. Cztery wypełnione po brzegi
ryżem naczynia trzeba ustawić w czterech rogach pomieszczenia, z
silną intencją ofiarowania ryżu duchom natury, prosząc, by odmieniły
nasz los tak, aby pomyślność i szczęście powróciły do nas. Ponieważ
dym jest nośnikiem naszych życzeń, dobrze jest wetknąć cztery
zapalone kadzidełka w pojemniki z ryżem. Po około siedmiu dniach
należy rytuał powtórzyć. Niektórzy ludzie taki rytuał odprawiają
systematycznie, nie czekając aż szczęście ich opuści. (Nasi
słowiańscy przodkowie stawiali duchom domowym mleko i kaszę z
uprawianych przez siebie zbóż w drewnianych lub glinianych
pojemnikach - od red.).
Ofiarowanie mąki
Podobny rytuał
można wykonać na wolnym powietrzu, np. w obejściu przed domem,
rozpalając ognisko z gałęzi drzew iglastych w taki sposób, by na
początku pojawiło się dużo dymu. Następnie, kiedy ogień stanie się
silny, wrzuca się weń parę garści białej mąki, mówiąc odpowiednią
mantrę, z czystą intencją ofiarowania dla duchów przyrody,
strażników i lokalnych bóstw. Wówczas możemy liczyć na ich
przychylność, wdzięczność i pomoc oraz ochronę przed wszelkiego
rodzaju negatywnymi energiami i zdarzeniami. Wiele ludowych obrzędów
i zwyczajów w tradycji słowiańskiej, germańskiej i celtyckiej
również w taki bezpośredni sposób odnosi się do duchów, duchów
natury i lokalnych bóstw.
W Europie w czasach
przedchrześcijańskich ludzie doskonale wiedzieli, jak należy
pracować z duchami natury, które w tym czasie były bardzo aktywne .
Niektóre takie rytuały przetrwały i w naszej europejskiej tradycji i
są na nowo odtwarzane i kultywowane. Nie należy się z nich naśmiewać
i naigrywać, gdyż ich wielowiekowa tradycja nieodparcie nasuwa nam
skojarzenie, że być może nasi przodkowie wiedzieli więcej na temat
świata duchów przyrody i potrafili tę wiedzę z pożytkiem dla siebie
wykorzystać.